Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

otoczywszy mu szyję rękoma. Twarz gorącą przytuliła do jego czoła.
— Przyjechałeś! — szepnęła serdecznie.
On ujrzawszy ją w pierwszej chwili zmrużył oczy badawczo, niepewny jak go powita, ale gdy owinęła go ramionami, powstał prędko i przygarnął ją do siebie.
— Kasiątko!...
Ukryła twarz na jego piersiach, z rękoma zarzuconemi mu na szyję zwalczała łkanie, bo on tego nie lubił. War zdjął z jej głowy podróżny berecik i ogarnąwszy dłonią jej włosy ucałował je parokrotnie.
— Kochany dzieciak z ciebie. No, ale spójrz mi w oczy.
Odchylił jej twarz ku sobie.
— Och łzy! Zaćmiewają te złote iskierki... to nie dobrze! Wolę iskry. Nie skąp mi ich, dzieciaku! Dobrze? Jestem taki znudzony oczekiwaniem. Czemuż to pani tak długo nie przyjeżdżała?... Wprawdzie do Lwowa mogłem pojechać sam, byłoby bardziej po gentlemańsku — przyznaję, ale ta twoja budowla brrr! odstraszyła mnie. Zresztą nie uwierzysz jak jestem zmęczony.
Zdjął z szyji ręce Kasi i dłonie jej przytulił do ust. Patrzył na nią z lekkim uśmiechem.
— Nie było auta, musiałbym jechać koleją i zminął bym się z tobą bo wszak jechałbym do ciebie nie do owej budowli. Ale widzę, że ta twoja nieznośna manja trwa nadal i nawet dobrze ci robi. Wyglądasz jak maj kwiecisty. Mam nadzieję, że ta kamienica czy jak tam, już skończona Co?... Dlaczego tak mnie obserwujesz? Co?... Wyglądam teraz na twego papę. Ach tak moja mała, czas leci!
Kasia była zaskoczona rodzajem tego powitania, tą swobodą i dawnym tonem Wara. Patrzyła w oczy tego męża niewidzianego przeszło od roku, który witał ją tak, jakby zaledwo przed miesiącem wyjechał z domu za interesami. Był zresztą ten sam co zawsze pełen uroku, tylko bezmiernie wy-