— Dawne czasy! — powtórzył War. — Byłem młody, dziś jestem ruiną.
— Mówiłeś to samo przed siedmiu laty, gdyś utracił Kresy.
— To też od tamtej pory świecę już tylko próchnem.
Mniej więcej tak samo myślała o Warze Kasia, jadąc do Lwowa. Te podróże były dla niej odpoczynkiem i ulgą. A oto musiała się ich wyrzec. Parotygodniowe obcowanie z Warem zdołało uświadomić Kasię, że rok ubiegły uczynił wyłom w uczuciach obojga. Wrażenie pierwszego spotkania było silne choć opanowane, ale potem z każdym dniem prawie występował przymus coraz bardziej gnębiący. Urok Wara trwał nad nią, ale nicość jego toczyła z urokiem walkę niebezpieczną i stopniowo zwyciężała. Bezkrytycyzm dawnej hipnozy w stosunku do Wara zaniknął zupełnie. Przeciwnie, Kasia teraz usiłowała wmawiać w siebie wiele rzeczy dawniej prostych i naturalnych, jeszcze dawniej rozkosznych, dziś trudnych do zniesienia i niewypowiedzianie drażniących. Dawny blask Wara zaćmił się jakby mgłą — Kasia wierzyła, że tylko dla niej... Istotnie świecił jakoś sztucznie. Im bardziej starał się wywrzeć na niej dawny potężny swój wpływ, tem ona była od niego dalsza. On dla niej i ona dla niego stali się niedościgłymi. Ale Kasia postanowiła przełamać się jeszcze, chcąc powstrzymać gasnącą iskrę ich ogniska. Ostatnią ofiarą na rzecz tej idei najtrudniejszą dla siebie i najboleśniejszą było wyrzeczenie się zaczętej pracy. Czy to osiągnie pożądany skutek, czy ten upór Wara był wolą jego, czy tylko kaprysem, Kasia nie dociekała. Chwilowo dla próby chciała mu dogodzić, licząc się z jego stanem przenerwowanym. Zamierzała wyjechać z nim gdzieś na kurację i podać to tylko jako powód, gdyż inaczej taki urlop byłby zbyt upokarzający dla niej, w jej mniemaniu.
We Lwowie zjechali się prawie razem z Dęboszem. Zauważyła, że zmizerniał bardzo. Patrzył na nią badawczo, jakby
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.