Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

i przyćmiewało często budzącą się namiętność. Lecz ta siła przemożna zwalczyła wszystko inne. Młoda, bujna krew wzięła górę i Edward odnalazł w niej dawną, upragnioną i pragnącą kobietę, która była także przez dłuższy czas szałem jego zmysłów...
— War... puść... tchu mi brak! — jęknęła, odsuwając go lekko od siebie.
Nie słuchał, przegiął ją mocniej i mając zwieszoną na ramieniu, pieścił ustami jej usta rozpalone zarzewiem jego warg łaknących. Jej włosy obsypały mu ramiona, więc zanurzył w nich twarz swoją i całował lśniące ciemną miedzią miękkie zwoje i przenosił gorejące usta na oczy jej i białą giętką szyję.
Poddawała mu się już bez oporu, bez tego czegoś, co w niej poprzednio odczuwał a co uważał za rezerwę i co go gniewało.
— War... drogi... Jesteśmy w wagonie.
— Niech to będzie nawet piekło! Dopiero dziś odczuwam, żeś moja i że nią być nie przestałaś. Kachna!... Moją jesteś i tą samą co dawniej... Nieprawdaż?...
Wniknął oczami w jej zmącone źrenice i mówił jej słowa dawne, ukochane, pieszczące i odurzające do utraty zmysłów.
— Nieprawdaż? — powtórzył. — Jesteś moją i być nią nie przestałaś?...
— A ty War? — wybiegło mimowolne pytanie.
Pochylił się i czołem zakrył jej usta...
Trwali tak długą chwilę w uścisku.
Kasia nie chciała więcej pytać. Uniosła się na palcach i serdeczny, dobry złożyła pocałunek na jego czole, którem zgłuszył nieopatrzne słowa, mogące zepsuć urok tej chwili. On ją zrozumiał, ucałował jej dłonie, usiadł i wziął ją na kolana. Przygarnął do siebie jej szczupłą zręczną postać. Położyła mu głowę na ramieniu i rzekła cicho, nieśmiało:
— Możemy być z sobą szczęśliwi, War, gdybyś tego chciał.