jące coraz częściej, kończyło się na Dęboszu. Kasia zacięła się w sobie i nie podchwytywała tematu co doprowadzało do większego zdenerwowania Wara. Usposobienie jego stało się trudne ponad wszelką miarę. Albo był zły i zdenerwowany, sam nie wiedząc czego chce, albo satyryk chlaszczący wszystko i wszystkich swojem szyderstwem, albo krańcowy apatyk.
Wtedy odbywał całodniowe nieraz siesty przy czarnej kawie i koniaku, pół leżąc w fotelu, zamknięty w swoim gabinecie. Czasem znowu wpadał w okres czułości do żony i ubolewał, że jest dla niej „ananasem“ i że ją męczy.
Męczył istotnie i niekiedy drażnił ją wyczerpując jej cierpliwość do ostatnich granic. Z mozołem zdobyta przez nią równowaga duchowa zaczynała się chwiać. Kasia zajęta gospodarstwem i interesami majątkowemi, oddawała się cichaczem swoim pracom architektonicznym. Tworzyła nowe projekty i plany, wszystko w najgłębszej tajemnicy przed Warem. Każdy jej bardzo rzadki wyjazd do Lwowa, wywoływał nowe scysje z mężem. Nie chcąc zdradzić się z czemkolwiek niepotrzebnem w listach do Dębosza załatwiała konieczne porozumienia drogą telegraficzną. Ale nawet to oburzało Wara. Wymawiał jej, że nie chce zastosować się do jego wymagań i być tylko jemu oddaną. To było już ponad siły Kasi. Wbrew najszczerszym pragnieniom dogodzenia mężowi nie zdołała się przełamać a raczej złamać zupełnie. Pozostała sobą, brzydząc się narzucanego jej przez Wara stanowiska. Życie stało się ciężkie dla niej i niszczące jej ambicje. Przypominała sobie często słowa Edwarda w powrotnej drodze z Krynicy, „nic mnie zmienić ani powstrzymać nie zdoła, bo to wszakże moja natura, moja chimera“. Tak, to była jego natura i próżne są wszelkie wysiłki, by marzyć o jakiejś zmianie na lepsze — myślała z żalem.
Zastosować się zaś do niego było dla Kasi równoznaczne z pogrążeniem się w nicości. Ale jej to nie groziło, raczej wszystko niż to. Za dużo było w niej mocy do życia innego.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.