się szykować na wotywę, kiej goście zajechali. Zawiąż mi chustkę, Franka, ręce mi latają z pośpiechu. A zrób piękny węzeł, duchem! Syn przyjmuje w świetlicy, rychło tu po mnie wpadnie.
— Kto ci to jest taki? bo ino pana z Poturzyc znam — pytała zdyszana dziewczyna.
— Syn krzyknął do mnie, biegnąc do gości, że to państwo Strzeleccy oboje i państwo Pobogowie z synem i córeczką. Żywo biegaj po Felka! palić trza pod płytą, kawę gotować. Ty ruszaj po kurczaki!
— Ila ich zaślachtować?
— Z mendel abo więcej, a wybieraj co tłuściejsze. Warzywa przynieś z sadu. Możeby Tomuś śliwek renklodów narwał.
— Dyć do obiadu nie rychło. Przódzi trza śniadanie warzyć.
— Prawda, prawda! Idę po masło i ser. Chwała Bogu, wszystko i chleb wczorajszy, świeży. Daj garnuszek na śmietankę, żywo. Felka wołaj!
— Aha juści, stoi ci jucha przed maszynami i z sioferami gada. Tera go i nie zwołasz. A Kadej jeszcze w stajni obrządza.
Do kuchni wpadł Andrzej i zawołał wesoło.
— Mamo, proszę do nas! Mamo!
Kobieta zaczerwieniona weszła z synem do świetlicy trochę nieśmiało. Ale tu otoczyły ją zaraz Teresa Pobożyna i Dada Strzelecka. Witały się wesoło. Dęboszowa podawała im rękę rozbrojona wdziękiem młodych kobiet. Strzelecki witał matkę Andrzeja jak dobry przyjaciel, przedstawiając Poboga, który znowu prezentował jej czternastoleniego syna i jedenastoletnią hożą dziewczynkę.
— Oto piękna parka — zachwyciła się Dęboszowa, całując Joasię. To tylko dwoje państwo mają?
— Ale gdzieżtam — zawołał wesoło Pobóg. Młodszych dwoje zostało w domu.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.