Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale z Uchani dużo bliżej niż ze Sławohory — bronił się uczeń — a ja mówiłem, że od nas tylko, nie z Krąża.
— Kręcisz Ciś. Tatuśku, on kręci...
Wtem Tomek zerwał się z krzesła cały w ogniu rumieńca. Posłuchał sekundę i krzyknął podnieconym aż dygoczącym głosem.
— Pani dziedziczka jedzie!
Wypadł ze świetlicy. W mgnieniu oka Andrzej także runął w drzwi bez słowa wyjaśnienia. Jednocześnie wbiegła do świetlicy gruba Franka i wrzasnęła, po swojemu:
— Znowu jauto wali! La Boga!
Przy stole zaległa chwilowa cisza. Trąbka samochodu warczała już przy podjazdowej bramce.
— Czy to Zebrzydowska? — spytała cicho Dada.
— Naturalnie — odrzekł Strzelecki.
— Pewnikiem, że to pani z Kromiłowa, bo pisała, że przyjedzie po Tomka.
Dęboszowa kręciła się jakoś niepewnie, więc Terenia jej dopomogła.
— Niech pani idzie przywitać gościa, proszę, my tu sobie damy radę.
Gdy gospodyni wyszła, panie zamieniły z sobą szeptem parę uwag, ale mężczyźni dosłyszeli.
— Czy ci nie mówiłem? — uśmiechnął się do żony Strzelecki.
— A Pobóg rzekł, pochylając się do kobiet z żartobliwym błyskiem w oczach.
— Szczególnie spotkanie się trzech flam Wara i bez niego.
Ale on już znowu buja w świecie. No, Teruś, my wszakże znamy panią Kasię.
Pobożyna powstała.
— I bardzo lubimy, więc chodźmy.
— No, jeszcze chwilę — wstrzymał ich Strzelecki.
Tomek dopadł pierwszy do auta i wskoczył na stopień za-