nim stanęło. Ale już i Andrzej był. Prawie wyniósł Kasię z limuzyny. Powitali się w milczeniu, bo Tomek nie dopuścił do słowa i nagle w zapale szalonej radości zarzucił na jej szyję ręce i przytulił jasną głowę do jej piersi.
— Pani moja! kochana moja pani! — wołał uszczęśliwiony, i znowu całował ją po rękach, śmiejąc się z nadmiaru radości. Kasia była szczerze wzruszona, uściskała chłopca i przemawiała do niego serdecznie.
Ale gdy Andrzej ją wiódł do ganku, ujrzała zboku na podwórzu stojące samochody.
— To u pana taki zjazd? Czy jakie zebranie?
— Spojrzeli na siebie. Promieniał.
— Państwo Strzeleccy i Pobogowie zrobili nam niespodziankę przed godziną.
— A, a...
Andrzej zdejmował z niej palto. Kasia odmotywała z kapelusza szaro-błękitny woal, gdy weszła Dęboszowa.
— Moja matka — rzekł Andrzej jakoś uroczyście.
Powitanie tych kobiet było znamienne. Dęboszowa, spojrzawszy na syna, odczuła odrazu, że trzeba zaznaczyć wobec Zebrzydowskiej coś wyjątkowego. Kobieta, nie wiedząc jak i co mówić, instynktem tylko powodowana, wyciągnęła do Kasi ramiona pośrednio jakby w zachwycie czy niezmiernem uradowaniu. Kasia żywo podała jej obie ręce i pochyliła się wdzięcznie do jej ramienia. Uściskały się niespodziewanie dla samych siebie i dla Andrzeja. Dęboszowa zmieszała się trochę i znowu rzuciła oczami na syna. Takim go jeszcze nigdy nie widziała. Jakaś cicha, głęboka, ogromna radość płonęła w jego oczach, pochylił nagłe swą wysoką postać do rąk Kasi.
— Witam drogą koleżankę w domu mojej matki i moim, całem sercem witam. Proszę do świetlicy na śniadanie.
Otwierał drzwi, gdy weszli do sieni Pobogowie. Kasia widziała ich jeszcze w dniach największego szczęścia z Warem, gdy składali wizyty w Uchaniach. Poczuła się teraz nieco skrę-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.