Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

walczą, męczą się niejednokrotnie, ale jednakże prostota bytu daje prostolinijność natur a co zatem idzie pogodę duszy. To dar życia bodaj czy nie najhojniejszy.
— Tak — odrzekł Andrzej — bo małe wymagania dają zawsze większą pogodę ducha. Cywilizacja, wnikając w pierwotność natur wytwarza już pewien bunt. Fermenty nie są rzadkością wśród nas obecnie. Zbudzona świadomość rodzi nowe pragnienia, nowe dążności, ale jeszcze nie zdolna jest ześrodkować ich w sobie i do siebie przystosować. Dopiero gdy oświata będzie się szerzyć w najlepszym kierunku, gdy rozwój umysłów podniesie i uszlachetni nas, słowem gdy kultura stanie się drugą naturą naszą, wtedy nastąpi zupełne zrozumienie siebie i swoich potrzeb duchowych, w zastosowaniu ich do warunków bytu i jego celów ogólnych. I wtedy znowu te silne, ukształcone jednostki powrócą do jasnego poglądu na życie i świat, do owej drogocennej pogody duszy.
— Dlaczego pan mówi nas i naszych, zamiast ich?
Andrzej spojrzał jej śmiało w oczy.
— Dlatego, że ja pochodzę z nich, jestem chłopem, jednego z nimi szczepu i natury.
— Ależ różni się pan od nich zasadniczo przez ową kulturę duchową i umysłową, osiągniętą i uszlachetnioną w stopniu...
— Jeszcze nie wystarczającym — podchwycił żywo. — Jeszcze moje przeobrażenie się nie jest w pełni, nie ratuje mnie od... buntów i fermentów duchowych, które w sobie przetrawiam. Jeszcze moja ewolucja nie doszła do tego punktu kultury by nastąpiła równowaga duchowa, dająca zrozumienie swoich warunków bytu i swoich celów, bez niezdrowych mrzonek. Jam dotąd jeszcze drogocennej pogody duszy nie osiągnął. Muszę ją zdobyć za wszelką cenę!
Umilkł.
Kasia podniosła na niego oczy. Miał brwi ściągnięte w energiczny łuk, powieki spuszczone. Cała twarz jego wyra-