Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

istniało krępującego ich wyznań wzajemnych. Wypowiedzieli sobie w onej minucie bardzo dużo.
Raptowny ostry głos dzwonka od ołtarza rzucił ludzi na kolana.
Dębosz przyklęknął tuż prawie przy kolanach Kasi. Musiała zapanować nad sobą by nie pochylić się ku niemu, by nie wyciągnąć do niego ręki. Poprzez splecione palce widziała jego twarz; przybladł, skurcz jakiejś walki był w ściągnięciu brwi i zaciśniętych ustach jego. Gdyby nie klęczący obok Strzelecki i Pobóg, Andrzej nie potrafiłby się zwalczyć, by nie dotknąć czołem splecionych dłoni Kasi.
Po nabożeństwie towarzystwo zaproszone przez księdza poszło na plebanję, poczem razem z proboszczem na obiad do Dęboszów.
— Idom już idom! — wołała Franka stojąc za węgłem domu od strony kuchni. — La Boga, a toć piekne te panie aże oczy bolom patrzyć. Felek chodź ino tu, przypatrz się krzynę. Gadaj, która la ciebie najudatniejsza? A gęby tak znowuj nie ozdziawiaj. Cie! widzisz go jaki ciekawy!
— Kiej patrzyć, to patrzyć. Wszyćkie une piekne. Najchybciejsza ta co ostatnio przyjechała tym jautem kiej lustro.
— Aha, to Tomkowa dziedziczka! Pewnie co tak, śwarna jest. Nasz pan jak zorza był kie ją witał. Musi on ją lubić. Ojej!...
— Toć ona męża ma. A czemuj on nie przyjechał?
— Tomek peda, że on okrutnie wielgi pan i srogi.
— Musi tak ono i jest, bo jak ja sie pytał siofera czemuj pani sama przyjechała, to najpierw nie chciał do mnie wcale gadać, a potem to powiedział tak: pan je na swoim majątku a pani na swoim, i tylo. Tak ja sie w mig dorozumiał, co razem nie mieszkają, no to i razem nie jeżdżom.
— Akurat ci takiemu kulfonowi siofer wielgich państwa zaro prawdę powie! Juści! A ja miarkuję co tam je jakiś sekret.