jak Dęboszowie było u nas dużo, wtedy i Zagórzan natworzyłoby się mnóstwo.
— To pani przyznaję, że więcej takich ludzi po wsiach a i wsie będą inne.
Stanęli na mostku zanurzonym w olszynach i poszli brzegiem rzeczki bystrej jak potok górski. Dada Strzelecka zawołała do męża.
— Patrz Jurku ta fala... zbyrczy jak w naszym Dunajcu. Jeno ma mniejsze porohy z kamieni i mniej przezroczystą wodę.
Kasia, która była blisko, podsunęła się do Dady.
— Opowiadał mi pan Andrzej, że Sławohora ma prześliczne położenie. W ogóle siedziba państwa zachwyciła go.
— Górskie gniazdo — odrzekła Dada z ożywieniem. — Zaledwo półtrzecia roku tam mieszkamy a zdaje się mnie, że to moje rodzinne strony. Samo mieszkanie nasze jest bardzo fantastyczne. Mała część starych ruin odrestaurowana i tak sobie tam żyjemy. Z czasem może postawimy dom, narazie i tak jest dobrze. Pan Andrzej trochę romantyk, więc mu się Sławohora podobała. Tak samo ja oceniłam Zagórzany, właściwie zagrodę Dęboszów. Prawda, jak tu u nich miło?
— O tak — odrzekła Kasia.
— Na każdym kroku znać upodobania właściciela. Prócz rzeczy praktycznych ile poezji. Kwiaty, nawet kilka pięknych sztamów różanych, na ścianie domu rozpięte winogrona. Dom wygląda jak solidna altana. Przyznam się, że Zagórzany zrobiły mi bardzo miłą niespodziankę. Ja się dużo tu nauczę — śmiała się Dada. — A wewnątrz domu?...
— Mówiłam o tem do księdza — podchwyciła Kasia. — Pani to zna bo i u państwa panuje taki sam rodzinny dobry nastrój. Ale dla mnie?...
Zawahała się lecz dokończyła śmiało.
— Dla mnie to takie nieznane a jakieś piękne jak bajka. Smutek drgnął w głosie młodej kobiety. Dada popatrzyła
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.