Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

lówną ożenił to już wtedy wszyćko będzie u nas dobrze. Panna kiej łania i straśnie na Jędrka łasa, a już i jemu i jej czas na sakrament małżeństwa. Oto moja rada!
— Prawda!... Juści co prawda? — wołał Cisak, klaszcząc w ręce.
— W samo sedno ociec Ziółek rafił i my se to już dawno myślimy — rzekł Nowos rozradowany.
Dębosz zwrócił się do Ziółka.
— Nie łączmy, ojcze, spraw publicznych z mojemi osobistemi. Ja żenić się jeszcze nie mam zamiaru i... pewno nie ożenię się nigdy.
— A toż co? Cóże to prawisz? Takiego ojca godnego syna i poczciwej matki, na gospodarce pieknej, w takim domu osiadły i żenić się nie będzie? A to co znowu za taka moda?... Ot ci dopiero wymyślił!... ot to! Widzita! Grzech tak mówić — wybuchnął staruszek zirytowany.
Gorączkowo zażywał tabaki.
Dębosz obrócił całą sprawę w żart. Ucałował starca w ramię z szacunkiem, mówiąc wesoło.
— Nie gniewajcie się ojcze!... Stary nie jestem a co dalej będzie, to... niem a o czem gadać.
— Gniazda dobrego szkoda.
— Gniazdo nie zginie, ostatecznie mam brata.
— Albo on będzie na roli? Gdzietam! na dochtora się szykuje. Ty Jędrek takoż jenżynierem od budowy jesteś, ale tobie rola pachnie. Podołasz i to i tamto bo lubisz, ot co! A rola, synku lubi tego, kto ją lubi, dla takiego jest matką. A kto jej nie lubi — dla niego macochą. Tak to już z przyrodzenia od dawien dawna bywało.
— Nie turbujcie się, ojcze, dy jakoś to będzie — zawołał Nowos. — Dębosz je chłop na schwał i onby tam kobity nie chciał?... Juści! No, no! Obaczym. Tero tak gada bo se jeszcze żadnej nie upatrzył, ale przyńdzie na psa mróz. Ojej!... Nie ma strachu.