Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cheba, że tak — odrzekł staruszek.
Strzelecki i Pobóg wesoło poparli zapatrywania Nowosa. Śmiał się i Andrzej rozbrojony. Wtem mignęła mu w oczach jakaś postać w ciemnym kącie i znikła w otwartych drzwiach.
Światła wiszącej lampy nie sięgało tam i Andrzej nie dostrzegł kto by to był taki.
A tymczasem Dęboszowa zakrzątnęła się koło wieczerzy. Nie godziło się dla dworskich gości nie poczęstować starych przyjaciół ze wsi. Urządziła więc wszystko własnym przemysłem.
Ponieważ przeważali mężczyźni, więc razem z proboszczem jedli wszyscy w świetlicy przy stole, dla pań zaś i Joasi nakryty był drugi mniejszy stolik pod obrazami, ma którym całe nakrycie było lepsze i stały kwiaty. Tylko panny Anieli Żukielówny nie mogli się doszukać. Widocznie wyszła. Przy wieczerzy i przy obiedzie panował miły gwar wesołych rozmów. Gospodarze mniej obyci i rzadziej bywający u Dęboszów czuli się skrępowani, ale i tych Strzelecki potrafił usposobić jaknajlepiej. Reszty dokonało domowe wino z jabłek roboty Dęboszwej, którem Strzelecki, Dębosz i proboszcz wznosili różne zdrowia. Andrzej czuwał nad stołem męskim, Dęboszowa chociaż miała miejsce między Teresą i Kasią była oddana całkowicie gościom i częstowaniu ich.
Po wieczerzy, pod kasztanem w ogrodzie, Tomek opowiadał Kasi o swoich robotach wykończonych. Obiecywał jej nazajutrz pokazać wszystkie prace z gliny, drzewa i nowe rysunki kredką na kartonach.
— Ja mieszkam na górce z Wojtusiem to jutro pokażę, com bez ten czas zrobił.
Poczem jął zachwycać się Andrzejem i chwalić bardzo pobyt w Zagórzanach.
— To może nie chcesz wracać ze mną?
— Eee, pojadę, ale jaśnie pan będzie mnie znowu przepędzał.