Informowali się wzajemnie.
— Przez życie swoje więcej złota puścił zagranicą niż sam waży i wszystkie jego kochanki razem wzięte.
Do rozmowy wtrącił się stary baron w złotych binoklach na nosie z twarzą zaspanego fauna i mówił:
— Ale dawniej nie grał. Czasem tam coś bez zapału postawił. Twierdził zawsze, że jest zbyt bogaty, aby kogoś obdzierać na stole, wolałby na gościńcu, gdyby mu przyszła taka fantazja. To o wiele ciekawiej. Lubię tego chłopca — dodał, zezując w stronę Zebrzydowskiego. — Ma rasę i tupet co razem w parze nie często chodzi. Lubię go!
— Ma oprócz tego pieniądze — rzekł ktoś inny — a to najbardziej usprawiedliwiony tupet.
Baron skrzywił się, czyniąc z siebie w tym grymasie istnego potwora.
— Teraz ma mniej pieniędzy. Ożenił się niedawno.
— Bah! To klapa!
— Wcale nie! Odbył przy żonie obowiązującą, że się tak wyrażę, gentlemańską siestę i znowu prysnął w świat. Koneser płci pięknej pierwszej wody! Niezrównany! Ostatnią zdobyczą jak dotąd była margrabina Rimaldi... Cud świata. Margrabia dostał paraliżu ze zgryzoty gdy Zebrzydowski ukradł mu żonę. Była wierna staremu mężowi dopóki nie ujrzała Wara. On ma na imię Eduard... War... Lubię go! Poleciała na Wara to było swego czasu powiedzenie en vogue! ale jest jeszcze aktualne.
— Ktoś tu kogoś rzucił, bo margrabina już w objęciach miljardera amerykańskiego — wtrącił dobrze powiadomiony partner.
— Chut! pewno ona jego skoro tamten miljarder. War już pierwszej swojej lamparciej skóry pozbył się. Była świetna i długo mu służyła! Wyleniała!! Podobno on miał w Rosji kopalnię złota, więc skoro sowiety... i t. d.
— Teraz ma długi i żonę.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.