nione z nim słowa, przyjaźń zawarta z Dadą Strzelecką i ten oberek szalony na trawie i wrażenie Andrzeja po jej figlarnem słówku, rzuconem w tańcu... i potem wieczór i niepojęty, trwożny niepokój, który na nią spadł nagle o północy przeczuciem gromu — wszystko to wyryte było w duszy Kasi niezatartem wspomnieniem. A jeszcze bardziej uwypukliło się ono wówczas, gdy stwierdziła, że ów dzień nowy i przemiły dla niej, był ostatnim dniem Wara na ziemi. O dwunastej w nocy, wtedy gdy na nią spadł ten niesamowity lęk duszy i jakby kirem omroczył jej pogodę, War odebrał sobie życie. Świadomość ta na długo stała się dla niej niesłusznym lecz gorzkim wyrzutem.
W pierwszych miesiącach po jego zgonie Kasia widziała go ciągle pośród graczy klubowych wytwornego jak zwykle, bez troski, ze swobodną brawurą rzucającego w hazard ostatnie stawki. Widziała go takim jak odmalował go baron, który był na jego pogrzebie w Krakowie. Słyszała jego słowa ostatnie powtórzone przez barona i czytała zachowany u siebie arkusz papieru zawierający tylko te słowa Wara po polsku:
„Panika... (przekreślone)... Kasiątko wybacz... (przekreślone)... Najwyższy czas! Idę!“
Ostatnie słowa nie przekreślone napisane były trochę koślawo, widocznie w pośpiechu.
Baron wyjaśnił, że był to ostatni okrzyk Wara usłyszany z poza drzwi.
Kasia wyobraźnią dopełniła sobie reszty: lekko szyderczą twarz Wara, jego zacięte nerwowo usta i tę chwilę ostatnią, kiedy chciał coś napisać i nie mógł, bo palce drżały, zdolne już tylko do pociągnięcia cyngla. Ostatnie słowa powtórzone za tamtymi, padły już zapewne odruchowo na papier.
Przelotem myśli chybkiej, zbiegłszy ze wspomnienia łączki w Zagórzanach na tragiczne przeżycia, Kasia oderwała oczy od widoku rozciągniętego przed nią i jęła znowu rwać gencjany.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.