Bo oto z boku poszczerbionych rumowisk nowe uwito gniazdo Strzeleckich. Tu mury stały proste i jakgdyby tryumfujące swoją młodością. Na ścianach znać było świeżą różowość cegieł mocno pospajanych warstwami cementu. Dach z blachy cynkowej błyszczał srebrzyście widny na całą okolicę. Uśmiechem tej nowej siedziby były prześliczne grona purpurowych kielichów clamantis, które pękami osypały młode ściany i zaborczością swych pnączy, bogactwem liści i kwiecia wspięły się aż pod strop dachu, wesołe, swawolne i kapryśne w swoich zarzutach pieściwych objęć. Zmurszałe szczątki dawnej świetności, przy skromnem a wdzięcznem gniazdku wyglądały na zgrzybiałego pradziada, którego podpiera najmłodszy prawnuczek uśmiechnięty jak majowy poranek. Pałac w ruinie odżył jakby na nowo, patrząc na te dziwy odrodzenia. Słyszał jeno tak samo daleki zgiełk Dunajca płynącego u stóp wyżyny pałacowej jak i za czasów swej najświetniejszej młodości, i patrzył na potężne platany, większe teraz i mocarniejsze, podniebne ale te same.
Uwagi takie uczyniła Kasia a poparł ją Krystyn.
— Na mnie Sławohora i ten archaiczny prapałac robi wrażenie walącego się w gruzy feudalizmu, przy zupełnie nowoczesnym przybyszu o pogodnym uśmiechu. Przy tej ciężkiej zmurszałości to jedno skrzydło odnowione do rdzenia i takie jakieś wesołe porywa i cieszy.
— Masz rację, Krzysiu, to wrażenie sprawia młodzieńcza świeżość tego skrzydła. Coś tu ożyło, coś zakwitło.
— Ja wam powiem co — uśmiechnęła się Dada jasnym, dobrym uśmiechem — oto rodzina i szczęście!
Twarz Kasi spoważniała. Ogarnęło ją nagłe wzruszenie. Krystyn wskazał ręką bawiące się dzieci.
— A oto owoce — rzekł figlarnie.
— Tak, i wierzcie mi moi państwo kochani, że to wielkie piękno życia.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.