wszakże uczęszczał do szkoły ale nie był zbyt pojętnym uczniem. Gdy wieczorem odchodził do domu, szedł zawsze z westchnieniem, oglądając się na dwór i ociągając się niechętnie.
Kasia widziała to wszystko i zastanawiała się niekiedy, czy nie postępuje fałszywie, bałamucąc chłopca. Czy to dla niego nie będzie zgubny wpływ? Co z niego wogóle wyrośnie? Zadawała sobie i teraz to pytanie, patrząc jak z pod palców pacholęcia tworzyła się podobizna dżokieja na koniu modelowana doskonale z marmurowego pierwowzoru.
Kasia odrzuciła pędzel i paletę i odsunęła się z krzesłem od stolika. Na ten ruch Rex czuwający w cieniu kasztanów zerwał się i podbiegł do pani tak impetycznie, że trącił głową stolik. W jednej chwili gliniana figura konia stoczyła się na ziemię i rozpadła w kawałeczki. Chłopak stanął zmartwiały, ręce załamał i blady patrzył na cząstki swego dzieła prawie ze łzami w oczach. Ale wnet oprzytomniał, rzucił się, zebrał glinę i całą tą bezkształną masę położył na stoliku. Spojrzał na marmurowy posążek i rzekł z zaciętością:
— Żeby z tego toby się nie rozwaliło bo ciężkie i twarde.
Westchnął z pełnej piersi.
— Chciałbyś kuć w marmurze, co? — spytała Zebrzydowska.
— La Boga, a toż bym cheba oszalał z radości.
— Na to trzeba się długo uczyć, to nie takie łatwe jak z gliny.
— Tylo to, że inna robota, ale to samo po prawdzie.
— Jak to rozumiesz?
— Czy ja wim, ale myślę tak, że to robię ręką, tylo palcami, a tam to trza narzędziem, młotkiem abo dłutkiem czy jak? Ja zrobię pług z gliny a kowal wykuje go na kowadle z żelaza, to i z kamienia toż samo.
— A chciałbyś takie rzeczy robić?...
— Jużby myślał wtedy, że la mnie cały świat! już by nic więcej nie chciał ino żeby tak wyrabiać z kamienia ot takiego
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.