Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

Krystyn spojrzał ukradkiem na Kasię a ona rzekła drżącym nieco głosem:
— Przyznaję słuszność Dadzie, że rodzina to piękno życia, ale taka rodzina jak wasza, jak Pobogów, w które wniknął promień szczęścia. Wtedy zupełnie inaczej patrzy się na świat, bo jest to ogromne ukochanie w duszy, jest ten promień ciepły i jasny, który ozłoci każdą chwilę i całe lata.
— Patrzcie się! — zawołał Krystyn — i tak oto mówi kobieta nowoczesna, samodzielna, która nie chce zakładać rodziny!...
— Ja nie chcę rodziny? Kto ci to powiedział?...
— Stwierdzasz dowodami. Nie chcesz słuchać o powtórnem małżeństwie, więc nie odczuwasz w życiu swojem braku owego ciepła i jasnego promienia.
Kasia poczerwieniała wzburzona.
— Odczuwam bardziej niż sądzisz. To mało! pragnę szczęścia i rodziny, pragnę tego piękna całą organiczną istotą swoją, ale...
— Ale człowieka, który ci to zapewnić chce odpychasz. Że już pomijam względy materjalne, których w obecnej twojej sytuacji zaniedbywać nie należy. Twój stan majątkowy dzisiejszy po... przejściu, — że się tak wyrażę — Wara.
— Może zaniechamy tego tematu — przerwała sucho.
— Przepraszam! Teraz nie jest to co dawniej było, Kromiłów zrobił się Kromiłówkiem, ale na tem nic a nic nie zależy temu, kto chce ofiarować ci dom swój, nazwisko...
— Lepszych, niż te, które noszę nie potrzebuję i nie otrzymam.
— Tytuł...
— Nie obchodzi mnie wcale! Miałeś słuszność, jestem nowoczesna i na te rzeczy obojętna. Zostawiam takie zachęty kobietom próżnym.
— Jest bardzo bogaty.
— Jakoś mnie to nie porywa...