Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

a zresztą sam pomysł i wyobraźnia, dająca tej marze niewoli wyraz najpełniejszy, to jest artyzm, to talent wielki i bezsprzeczny. Oczywiście jeszcze w zaczątku.
— Nigdybym nie uwierzył, że to jego robota i jego pomysł — rzekł Zahojski.
— Profesor mówił, że on to wykonał w glinie, jakże to wyszło? — spytała Kasia.
— Słabiej nieco, niż w rysunku, bo był onieśmielony mojem zaciekawieniem, ale jednak jak na początkującego znakomicie. Rzeźbę zabrał tymczasowo mój przyjaciel.
Profesor pokazał drugi karton.
— A to fontanna. Proszę zwrócić uwagę na odtworzenie wytrysków wody. To oczywiście nie nadaje się tyle do rzeźby, ale ta woda jest wprost bajecznie zrobiona.
— Takich rysunków z wystawy Tomek posiada mnóstwo, przywiózł je dla pani. Dla mojej matki, która była także ze mną i z Wojtkiem w Poznaniu, zrobił z gliny chłopca roznoszącego lody.
— Widziałem to, wyborne! — zawołał profesor. — Pani odnalazła prawdziwy i twórczy, ogromny talent! To pani zasługa i za to składam jej moją cześć. Lecz teraz na mnie kolej, by dokończyć dzieła, które musi stanąć na wysokości swego zadania. Jestem człowiekiem, na szczęście bardzo zamożnym, nic więcej w życiu nie mam, prócz sztuki i archeologji, to moje dwa umiłowania jedyne.
Profesor przedstawił Kasi swoje curiculum vitae i ponowił prośbę o oddanie mu Tomka pod wyłączną opiekę.
— Mieszkam stale w Bernie. Chłopak będzie się tam uczył i kształcił w językach. A już o jego duchową, moralną istotę może pani być zupełnie spokojna, tak samo jak i pewna jego świetnej karjery artystycznej, za którą odpowiadam przed Sztuką, to najświętsza odpowiedzialność moja i najdroższy obowiązek.
— Ależ panie profesorze! — zawołała Kasia wstrząśnięta