i przerażona — jakże ja tak mogę powierzyć... Uznaję w zupełności poważne stanowisko pana względem Tomka. Jestem szczerze wzruszona zamiarami profesora, ale... ale... wszak ten dzieciak to już jedyny mój cel w życiu... jedyna ozdoba...
— Jedyny cel pani życia, pani życia? powtarzam — zawołał profesor zdumiony.
— Przepraszam panią i pani wybaczy, ale ja w to nie mogę uwierzyć. Pani taka bardzo młoda? Wiem, że jest pani wdową, lecz ma pani cel już teraz, oto architektura. Słyszałem od pana Débosza, że pani poświęca się jej z zamiłowaniem. A zresztą przed panią całe życie, szczęście, rodzina własna, obowiązki najbardziej osobiste, przy społecznych pracach w swoim pięknym zawodzie. I dla pani jedynym celem mógłby być Thomek?... Nie! to tylko tak się pani teraz zdaje.
— Jakiś mądry człowiek — mruknął Krystyn, patrząc na Kasię.
Ona uśmiechnęła się.
— Przepowiada mi pan to wszystko, czego ja dla siebie samej nie widzę w życiu.
Dębosz nagle wyprostował się jakoś, przybladł i wolno odszedł dalej.
Zahojski śledził go ciekawie.
— Teraz pani tak sądzi mylnie — zawołał profesor — ale to jest przed panią bliskie i konieczne w życiu.
Mówił jeszcze lecz odsunięcie się nagłe Andrzeja zmieszało Kasię i już słuchała profesora niedbale.
— Wreszcie powiem pani, że dotychczasowe postępowanie jej z Thomkiem zaprzecza temu egoizmowi, jaki wykazałaby pani broniąc chłopcu osiągnięcie szerszych zakresów nauki i rozwoju jego talentu. Pani powodowana uczuciem dla swego pupila, nie chce rozstania z nim, to zrozumiałe, ale po rozwadze...
Tu już Dada Strzelecka wmieszała się do rozmowy, prosząc o odłożenie narady na potem, gdyż obiad był na stole.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.