Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sprawa do omówienia po wakacjach — machnął ręką Strzelecki.
— Jeszcze jeden warunek — zawołał de Rosse — jeśli go nie odgaduję to go sam podaję. Że państwo oboje — zwrócił się do Kasi i Andrzeja — odwiozą do mnie Thomka. Rozpatrzą się państwo dobrze w warunkach, w jakich zostawią swego pupila. Chcę abyście państwo nie mieli żadnych wątpliwości, że powierzacie go w ręce uczciwe, pewne no i... nieco znane pośród mecenasów sztuki... co mam nadzieję uspokoi was w zupełności.
Kasia i Dębosz słuchając profesora i jego zwrotów do nich w liczbie mnogiej mienili się na twarzy.
— Z największą przyjemnością — odrzekła Kasia. To był istotnie ów trzeci mój warunek. Profesor trafnie go odgadł.
Zapanowała bardzo miła i serdeczna harmonja, wśród zebranych gości. Ale Tomkowi narazie nic nie mówiono. Dopiero na drugi dzień rano Kasia zabrała go na swój zwykły spacer nad Dunajec i tam, na wiszarze skalnym wyjawiła mu cel przybycia profesora, oraz postanowienie swoje co do jego wyjazdu do Szwajcarji. Nie zaznaczała zbytnio oceny jego talentu dokonanej przez profesora, mówiła jeno o koniecznej pracy i rozwijaniu zdolności, które posiadał.
Wiadomość ta zrobiła na chłopcu ogromne wrażenie. Ale pierwszą myślą i troską jego było, że będzie musiał rozstać się z nią i z Andrzejem. Łzy spłynęły z jego oczow, objął kolana Kasi, całował je płacząc.
— Jakże to będzie, jak ja bez pani mojej najdroższej będę żył!...
Siedzieli na wiszarze, wśród dzikich malin i szafirowych gencjan. Dunajec huczał pod nimi.
Kasia całowała czoło Tomka sama wzruszona do łez...
— No, jeszcze to nie zaraz, jeszcze całe wakacje będziemy