Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

niecałaby tutejszych koneserów urody kobiecej i byłbym narażony na uczucia zazdrości, mało mi znane wogóle. Tym czasem przeto wolę być egoistą i upajać się krasą mego Kasiątka w zaciszu Kromilowskiem. Tylko zlituj się nademną i gdy przyjadę nie mówmy nigdy nic o twoim „fachu“. Niech nie widzę tych robót twoich, planów, rysunków, i tych wszystkich projektów, które mi Ciebie szpecą. Zaraz mam wrażenie, że rączki Twoje umazane są wapnem i gliną i czuję zapach piłowanego drzewa, belek, krokwi... o fe, fe! To nie dla mnie. Kasieńka jest cud mój, stworzony dla mnie i tylko dla mnie a ja jestem estetą i tych wszystkich „inżynierskich“ tytułów, zaszczytów, koncesji i t. d. nie znoszę. Kachuś mój zastosuje się do tego, nieprawdaż?... Będzie wytworne, kapryśne, trochę leniwe zawsze Warem upojone i Warowi oddane. Zgadzam się na energję tylko na koniu. Twoja giętkość i sprężystość zachwyca mnie przy tennisie, ale nie chcę ciebie oglądać dozorującą przy budowie jakiejś szkoły w Kromiłowie i tej tam kamienicy we Lwowie. Ach nie!... Zostaw to innym. Tyś mój wykwintny kwiat, niech będzie nawet polny, skoro na orchideę się nie zgadzasz, ale nie inżynier jakiś. Tego nie chcę! Ustroiłbym ciebie w peplum dawnej Rzymianki i w przeźroczą tunikę, przez którą twoje ciało różane niby jutrzenka rozpalające się pod żarem moich ust!“
Kasia zgniotła list gwałtownie. Przeszła kilka kroków szybkim nerwowym ruchem i znowu rozprostowała arkusz. Czytając płonęła na twarzy jaskrawym rumieńcem, czytała bez tchu z biciem serca i silnym dreszczem podniecenia. Skończywszy czytanie przetarła dłonią czoło. Spojrzała na kwietnik bogaty w kolorowej powodzi barw, zalany potokiem złota.
Kwiaty i trawy szmaragdowe dyszały upałem. Senne pawie snuły się wśród gazonów szukając cienia. Zielone sklepienie alei lipowej, roniło woń przedziwnie słodką. Grona płowych trzęsień kwiatów sypały się zewsząd oblepione ruchomą ciżbą bursztynowych pszczół. Ociężałość była w naturze i prze-