powitanie „tego lowelasa“ lecz nie przyznawała się przed samą sobą, że scharakteryzowanie Zebrzydowskiego — chłodny jak głaz — zainteresowało ją cokolwiek. Pomimo to unikała spotkania z nim przez kilka następnych dni. Piątego dnia po wieczorze wypadł ślub jej kuzynki. Po tej uroczystości Kasia zamierzała opuścić Kraków bezwłocznie. Na ślubie miała być drużką panny młodej z jej bratem, którego nie znała a którego oczekiwano z Wiednia, w dniu ślubu. Gdy po wszystkich ceremonjach przygotowawczych, w salonie panny młodej liczny orszak weselny wyjeżdżał do kościoła i formowały się pary, nagle przystąpił do Kasi jeden z panów, wybitnie wyróżniający się w zgromadzeniu, bardzo wytworny. Złożył jej ukłon głęboki, obrzucając ją badawczem spojrzeniem. Pod wpływem spojrzenia tego Kasia nagle stropiła się, po raz pierwszy w życiu i najniespodziewaniej dla siebie.
Niskim głosem wypowiedziany prędko skrót jego nazwiska uświadomił ją, że to jej drużba Strzębowski, którego oczekiwano. On zaś ofiarował jej wykwitną więź róż i ładnym ruchem dość sztywno podał jej ramię. W milczeniu zeszła z nim do karety, nie zdając sobie sprawy z niewytłomaczonego wrażenia, jakie wywierał na niej. Jadąc milczała, opanowując się całą siłą woli. Wreszcie podniosła na niego oczy chmurne. Spotkała jego przymrużone źrenice utkwione w niej.
A wtem głos niski, jakiś metalowy w dźwięku:
— Mam wrażenie, że pani wyrzuciłaby mnie z przyjemnością z karety.
Zmieszała się na nowo. Domyśliła się, że odgadł jej niepokój.
— Gdyby nie obecność pani, sam czmychnąłbym z rozkoszą z tego krakowskiego pudła. Pani ratuje sytuację, więc nie uciekam z tej rudery, która zapewne w kwiecie swego wieku woziła gości na uczty Wierzynka. Wstydzę się tego wehikułu przed panią, ale wybraną przezemnie karetę o kilka
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.