Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

barwne motyle w mózgu. Szumiały jej w głowie natrętne pytania niezrozumiałe i bez odpowiedzi. Raz śmignęła myśl: Uciec od niego, uciekać z tego wesela. Myśl odleciała jak motyl, nadfrunęła druga. Jakie on ma oczy, co on ma w tych oczach...
I znowu:
A gdyby się wycofać zaraz, natychmiast.
Przed ołtarzem, stojąc w szeregu pań z orszaku, Kasia spojrzała na niego, stojącego naprzeciw, pośród panów. Drgnęła. Patrzył na nią wzrokiem, który wyprowadzał ją z równowagi. Ale w oczach jego była jakby iskra żartu. Na ustach błąkał się szczególny uśmiech. Dotknęło ją to i podrażniło. Lecz cała postać jego, nawet sposób trzymania figury bardzo swobodnie z odrobiną nonszalancji, nadawało mu wyłącznego charakteru i przykuło oczy Kasi pomimo jej woli. Patrzyli na siebie długą chwilę. Kasia niemal z przerażeniem czuła się pod hypnozą jego. Zadrżała usłyszawszy tuż przy sobie szept jednej z kuzynek.
— Jakże ci się, Kasiu, twój drużba podoba? Zaćmiewa sobą wszystkich panów, nieprawdaż?...
Kasia prędko odwróciła oczy od niego zmieszana. Odpowiedzieć nie chciała. Na szczęście zrobił się ruch, państwo młodzi odeszli od ołtarza. W małem zamieszaniu przeszła z nim przez kościół, nie spostrzegła się, jak już siedziała przy nim w karecie strojnej, ubranej różami.
— Na Błonia! — rzucił stangretowi, wsiadając.
Chciała zaprzeczyć, nie miała sił. Rasowe szpaki ruszyły pełnym kłusem.
— No, nareszcie znowu jesteśmy sami, jedziemy razem i trochę bardziej po europejsku.
Odetchnął. Patrzył na nią z uśmiechem.
— Tam kłóciliśmy się, tu mam nadzieję, że będziemy w zgodzie, czego bardzo gorąco pragnę. Ale chcąc uniknąć dalszych nieporozumień między nami, zacznę od pewnego