sprostowania. O to pani mnie posądziła, że biorę ją za kogoś innego. Czy tak?
— Zdawało mi się, sądząc z pańskich niektórych słów.
— Nie pani, ja nie popełniam podobnych omyłek. Zostałem drużbą pani ad hoc, tylko dlatego, by towarzyszyć pannie Kasi Zahojskiej.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Za to pani uważa mnie za Strzębowskiego, podczas gdy ja jestem Zebrzydowski.
Ognie uderzyły na twarz Kasi, jakby wpadła w jakąś otchłań bezdenną a płomienistą.
— Jakto, więc to pan? — jęknęła głucho.
Spostrzegł jej wzburzenie i przybladł nieco.
Ujął jej ręce mocno w swoje dłonie i przytulił do ust.
— Tak pani, jestem tym, którego pani unikała od kilku dni, bardzo zgrabnie, lecz który pomimo to postanowił sobie zdobyć ją dla siebie. Postanowienie moje utrwaliło się dziś, gdym panią poznał osobiście. Ach! Pani mi przecież nie ucieknie! — zawołał chwytając głębiej jej ręce, bo szarpnęła się gwałtownie.
— Panno Kasiu, pani wie, że przeznaczają panią na żonę moją oddawna? Czy to dlatego właśnie uciekała pani odemnie tak uparcie? Nie przeszkadzałem, bo nie widziałem pani dotąd, ale teraz już pani nie puszczę!... Nie! za nic!
Patrzyła mu w oczy zupełnie osłupiała.
— Przemawia pan do mnie... doprawdy tak... szczególnie, jakbym była zmuszona, czy zobowiązana ulegać owym... swatom... Antypatyczne słowo.
— Och, nie swatom, ale ulegnie pani moim pragnieniom i swojej własnej woli.
— Pan jest nieprzytomny czy ja? Bo już nic nie rozumiem — wykrzyknęła w otumanieniu.
Pochylił się nad nią i mówił głosem przyciszonym.
— Jesteśmy przytomni, tylko padł na nas czar naszego
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.