Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmąciła się myśl i odczucia wszelkie. Nasunęła się leciutka różowo-szara mgła, zasłaniająca metalowy blask księżyca. Pokryła sobą wszystko dokoła i stawała się coraz bardziej różowa, coraz bardziej purpurowa, aż zmieniła się w zaspę szkarłatną. Zasnuła, zasypała sobą błękitną roztocz księżycowej poświaty. Umilkło granie żab z oddali, tylko cykał konik polny w snopach pszenicznych dyszących rozkoszą.


III.

Tomek „niesamowity“ spał na miedzy, puszystej od traw, i kwiatów. Przykryty sukmanką swoją świecił wśród ziół jasną czuprynką, na której osiadła gęsta rosa.
Brzask srebrny, starszy brat złotego świtu, rzucił bławe spojrzenie na poła osnute mgłą nocy.
Spojrzenie to było już zapowiedzią cudu pogody i wesela. Rosa z mlecznej jęła się przeistaczać w migotliwą i niewodem utkanym gęsto pokryła zboża, jeszcze stojące na pniu i rozległe rżyska. Rozsiały się na nich kopczyki ściętych i powiązanych snopków. Brzask wyhynął z poza lasu, rozlał się szeroko po łanach. Budził wszystko dokoła do życia i ruchu.
Ocknęły się ze snu płowe owsy. Dreszcz rozkoszy biegł wskroś całego społeczeństwa kłosów i zachwiał ich młodemi trzęsieniami. Rzeźwy dreszcz wniknął pomiędzy drzewa gaju. Brzozy polotne zaszumiały sennie i na rozpuszczone gałęzie nabierając co raz więcej srebra, drżały w oczekiwaniu przeczuć radosnych.
Oczekiwaniem szczodrego świtu tchnął cały gaj, dyszały pola zbożne i zielone niwy.
I zabłysnął poranek w złocie świtu poczęty.
Ptaki podniosły wrzawę. Skrzydlate rzesze wymykały się z gniazd na żer. Z pól śmigały zające uraczone już do syta. Kryły się do kotlin i schówek w zbożu. Rude lisy obżarte sunęły cichym truchtem do nor zacisznych. Zjadliwym nosem