węszyły niebezpieczeństwo, wątpliwe na razie, lecz osrożność nie zawadzi. Spełnione morderstwo nocne może się zemścić na skórze lisa mordercy. Zresztą czas spać po hulaszczej rozdobędzie. Zamilkło wnet na polach. Czworonogi żerujące poznikały, tylko ptaki rozwielmożniły się ufne w swoje prawa zdobywców żeru i pracy o białym dniu.
Opary uniosły się nad łąkami. Skupiały w sobie uciekające z pól rosy, pełne teraz tęczowych kropli.
Ostry chłód przeniknął smukłe i wątłe ciało Tomka. Wstrząsnął nim dreszcz.
Chłopiec ocknął się, otworzył oczy szeroko. W błękicie ich zamigotał różowy blask jutrzenki. Tomek zerwał się z wilgotnej trawy i rozejrzał po polach.
— Zaspał świt, ot i znowu zaspał! — wyrzekł głośno zmartwiony.
Gniewny błysk zamigotał w jego oczach. Niesamowity przecie był, nazwany tak przez całą wieś. „Bo jakże: w chałupie nie nocuje, po polach i lasach się włóczy o kawałku chleba. Zna się z drzewami i z wszelką gadziną, prawi ci coś do niej, czego niktoj nie pojmie. Pewnikiem ni strzyg ni duchów nijakich się nie boi. Ot taki już jest odmieniec. Teraz do dworu przystał i pani dziedziczka pozwala mu z onej gliny, co mu sama kupuje, lepić bzdury jak powiadają w szkole. Pewno pani dziedziczka trzyma go przy sobie z tej nudy a z litości nad dłubkiem pozwala mu na one lepidła, bo to to do niczegoj więcej nie zdatne a na pysku ładne i przypochlibne. Ale niech ino jaśnie pan zjedzie do dworu, wnet dłubek będzie tu znowu po polach z gadziną gadał a gęsi w szkodę puszczał. Gdzie mu tam na ogrodniczka! Jurasek prawi żeć niechluj jest a ino cierzpliwość pani dziedziczki znosi takiego odmieńca we dworze!“ — tak mówiła stara Marcycha poprzedniego wieczora w izbie u Kostrzewów.
Tomek słyszał to i omal się nie rozpłakał, żal dławił go i strach, żeby go istotnie ze dworu nie „wyleli“, bo znowu nie
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.