— Niedojda ja nieszczęsny, śpioch zatracony! — zawołał z goryczą.
W oczach błękitnych pojawiła się chmurka żalu, na ustach osiadła niechęć i pogarda dla samego siebie.
Wtem ujrzał rząd szarych kulek, toczących się żwawo, jak różaniec, wśród płowej przeźroczej gęstwy owsa.
Radosny uśmiech ożywił opaloną twarz Tomka.
Prędko wyrwał z zanadrza chleb czarny, ciepły od jego ciała i jął kruszyć na ziemię.
— Ciur, ciur, ciur malutkie kochanieńkie niebożęta. Ciur, ciur!...
Kuropatwy nie spłoszone podtoczyły się sznurkiem do nóg Tomka i jęły zawzięcie dziobać rzucane okruchy. Kwiliły cicho. Ale i chłopak poczuł głód. Drobiąc przeto chleb dla kurek, wkładał go po kawałku do swoich ust. Żuł chleb przemawiając do kuropatw serdecznie. Gdy wreszcie kromki zabrakło zmartwił się szczerze i wyrzucał sobie łakomstwo. Po chwili biegł miedzą w stronę swojej chałupy. Uczuł głód i pragnął się ogrzać.
— Już dzień na niebie, już dzień! — powtarzał sobie w myśli, tęskniąc za parkiem dworskim i ukochaną pracą pod błękitno-żółtym parasolem.
Z miedzy wpadł na rżysko, gdzie stały kopy żytnich snopów.
Złe warczenie psa wstrzymało go. Spojrzał i stanął zdumiony. Na snopkach leżała dziedziczka a obok stał Rex i wyzywająco patrzył na chłopca.
— La Boga, dyć co to?
Kasia zerwała się i usiadła zdziwiona również.
— Tomek! Co ty tu robisz tak rano?
— Ja nocował na miedzy.
— A ja wyszłam sobie na spacer i odpoczywam — uśmiechnęła się Zebrzydowska. Przespała bowiem całą noc w snopkach i zbudził ją dopiero okrzyk Tomka. Rex widocz-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.