Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

Krytykowała siebie, pogardzała sobą i była przekonana, że otrzeźwienie przyszło bezwzględne, graniczące już z obojętnością, może nawet z niechęcią.
A jednak...
Doznała oto jakby ocknięcia się z owej trzeźwości, w którą wierzyła święcie. To ją zdumiało jako objaw nowy a niepokojący.
Niespostrzeżona przez nikogo wbiegła do dworu.
Była wesoła i czuła się wybornie. Ujrzawszy łóżko swoje posłane na noc, nietknięte, zaśmiała się.
— Gotowy powód do płotek!
Rzuciła się na pościel ze śmiechem, zgniotła ją jak należy i zaczęła się rozbierać do kąpieli.
Spostrzegła na stoliku list Mohyńskiej.
Rozrzewniła się... Kochana ciocia, — gdyby nie jej upór, możebym nie poznała Wara?...
Przeniknęło ją nad wyraz miłe uczucie szczęścia i wesela życia. Wszelkie niepokoje wnikające wczoraj do jej duszy pierzchły bez śladu... Ale ujrzawszy swoje rysunki techniczne przypomniała zastrzeżenie męża, zawarte w jego liście. Lekka chmurka przyciemniła nieco jej oczy.
— Taki to już jest ten mój wytworny War — pomyślała z przychylną pobłażliwością. I obiecywała sobie, że potrafi ułagodzić Wara, zjednać go dla swojej pracy, przekonać. A wszakże starała się o to przez dwa lata. War widział, że ona potrafi pogodzić jedno z drugiem. Często nawet wbrew swojej naturze poddawała się sugestyjnie jego woli i wstydząc się samej siebie, grała rolę rozleniwionej hurysy, strojna tak, jak on lubił, poddająca się biernie jego zachciankom. Lecz epikurejką nie była z natury, wręcz przeciwnie, więc taka gra męczyła ją, śmieszyła i w rezultacie bolała. Jej energja nie nadawała się do podobnych ról, przejmujących ją wstrętem. Brzydziła się siebie i zaczęła sobą pogardzać.
— Czyż i teraz tak będzie?...