Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Kasia czuła w sobie przedziwną moc zwalczenia wszelkich niechęci męża, ale wiedziała, że sama poddawać mu się już nie zdoła.
Sybarytyzm Wara znany jej wybornie był jej niebezpiecznym wrogiem.
O tem, by dał się wyplenić z natury Wara, nie marzyła. Lecz jej pogodna dusza ożywiała się nadzieją, że szczęście powróci w całej pełni i że zaćmiona harmonja ich pożycia rozjaśni się przez jej ogromne pragnienie szczęścia, którym potrafi i Wara natchnąć tak, że dawne chmury znikną na zawsze.
List Mohyńskiej znowu trochę osłabił nadzieje Kasi. Były w nim jakieś ostrzeżenia mgliste, jakieś zwroty do niej, że zapatrzona w swoje cele zaniedbuje szczęście osobiste, że zamiast wyrabiać sobie koncesję na budowę szkoły w Kromiłowie, zamiast gospodarować i wysyłać Warowi pieniądze, powinna była sama jechać na „owe kuracje, które go gubią“.
Hrabina Oktawja rozpisała się o obowiązkach żony, „że nowoczesne sawantki dobrowolnie zatracają ideał rodziny, najświętszy dla kobiety i najpotrzebniejszy dla kraju“ —
Kasia rozumiejąc to wszystko, nie miała pod tym względem wyrzutów sumienia, prócz tej jednej winy, że nie pojechała razem z Warem na kurację. Czuła się zdrowa i silna, leczyć się nie było potrzeby. Wszelkich uzdrowisk nie cierpiała. Jechać tam tylko dla zabawy było dla niej szczytem bezmyślności i próżniactwa. Tego w sobie nawet dla Wara nie zdołała wyrobić. Zresztą War wydawał bardzo dużo, czyż miała mu dopomagać, bo wszakże powstrzymać go nie było sposobu.
— Ciocia coś majaczy!
Ale w tych wymówkach Mohyńskiej Kasia wyczuła jeszcze coś innego, co ją zaniepokoiło...
— Ciocia coś wie o Warze.
Konkluzja ta burzyła cały spokój Kasi osiągnięty i pobudzony rychłym przyjazdem Wara i tęsknotą za nim.