— War?...
Głos jej był zdławiony. Przez twarz Krystyna przemknął cień.
— War jest w Biarritz.
— Wiem. Pisał... miał przyjechać z tobą. Czy co się stało?
Krystyn milczał. Weszli do przedpokoju. Za chwilę w bibljotece Kasia chwyciła brata za ręce. Była podniecona.
— Jesteśmy sami. Mów, co z Warem?...
Zahojski patrzył na nią przyćmionym wzrokiem.
— Powtarzam, nie przyjechał z Biarritz.
— Więc miałeś jakąś wiadomość kiedy przyjedzie? Pisał? Telegrafował?
— A do ciebie co pisał? Tak, wogóle, jakie były jego listy?
— Krzysiu, mów mi odrazu bez wykrętów, co się dzieje z Warem? — zawołała gorączkowo.
Krystyn zawahał się, widząc wzburzenie siostry. Nie spodziewał się tego i to go zmieszało. Ale spojrzawszy w jej oczy rzekł prędko, bezbarwnie.
— War wyjechał do Bretanji do zamku...
— Dokończ...
— ...do zamku pewnej margrabiny Rimaldi i z nią.
Twarz Kasi stała się kredowo blada.
— Siostrzyczko, najdroższe dziecko! — zawołał Krystyn chwytając ją w ramiona — nie sądziłem nigdy, że ty...
— Skąd masz tę wiadomość? Mów wszystko. Chcę wiedzieć wszystko, — mówiła szorstko niecierpliwie.
— Edward był na wyjezdnem z Biarritz, gdy poznał tę panią. Odrazu zawiązał się romans. Zabrała go do swego zamku nad Atlantykiem. Wszystko to stało się niemal impetycznie. Na zimę mają jechać do Egiptu. Wiem z najpewniejszego źródła, bo od mego przyjaciela, który stamtąd wraca.
— Czy nie wiesz, kiedy nastąpiło to... poznanie? — spytała Kasia.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.