Wara i ratować siebie. Tem hasłem wiedziona zerwała się, jak ptak do odlotu.
I ugrzęzła w Wenecji, bo przyszło znużenie duchowe a w ślad za niem rozwaga.
Poco tam jedzie? Nie myślała o tem co ją tam spotkać może, tylko poco jedzie wogóle, bo przyszło jakby jasnowidzenie, że nie osiągnie celu. Codzień postanawiała jechać dalej i codzień zostawała z coraz głębszem przekonaniem, że lepiej wracać do pustego Kromiłowa na całą długą, głuchą zimę niż dążyć teraz do Wara. Była zbyt wyczerpana i zbyt słaba. Wola jej zastygła. Dogadzała jej ta bierność chwilowa i nieobecność siebie samej w sobie. Łagodziła ją Wenecja, która była świadkiem największego szczęścia Kasi z Warem. Zdawało jej się, że w tych murach, we freskach pałaców i świątyń przyczajone drzemią jej dawne szczęśliwe i pełne zachwytu spojrzenia, że słowa Wara, które wówczas do niej mówił, szepczą tu jeszcze zaklęte w uroczne echa tamtych dni. Chodziła tam gdzie chodzili z Warem, pływała tam, gdzie on sam wiosłował, tylko z nią, na łagodnych falach Adrjatyku. Widziała przed sobą jego sylwetkę przy wiosłach i łamanie się odbicia jego postaci na fali. Słyszała jego głos, czasem jakby na jawie i te oczy jego, któremi przykuł ją do siebie. Tamte wspomnienia to był narkotyk zbyt silny i odurzający, by mogła mu się oprzeć i wyrwać się z tych miejsc przepojonych i jakby nasiąkniętych nim.
Im ból stawał się silniejszym, tem War był bliższym jej duszy, im dalej był od niej, tem bardziej pragnęła odzyskania go dla siebie. Ale opuścić te zaczarowane miejsca i gonić za nim do wrogiej sobie świadomości, że on... z tamtą... nie miała sił i bała się, że te oczekiwane siły nie nadejdą i że wola jej złamie się pod mocą trwogi. Tak trwała, sama siebie nie poznając jakby była w niej inna osoba.
Mała gondola sunęła niby łabędź po gładkiem lustrze wody, trącanej od czasu do czasu wiosłem leniwego wioślarza, sta-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.