Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

tem, razem, oboje już nie pozwolicie by wygasnął i zapłonie na nowo.
— Nie płonął nigdy — wybuchnęła. — Błysnął świetną rakietą i zgasł. Czy pan sądzi, że z popiołów takich może się rozpalić Znicz? Niech pan będzie szczery! Nie chcę komunałów. Sama widzę i przeczuwam prawdę.
— Przeczucia bywają niekiedy mylne, gorsze jest ujrzenie prawdy — i dlatego raz jeszcze błagam, panią, nie jedź tam!
— Właśnie chcę zobaczyć, chcę zgłębić całą przepaść mojej ruiny.
— Pani Kasiu!!
— Może mnie ta świadomość dopiero otrzeźwi.
— A jeśli przeciwnie?
— O nie! Pan miał słuszność, ja za silna jestem by ginąć dla mrzonki i za ambitna.
— I pani pojedzie taka sama?... Czyż brat pani pozwolił jej wyruszyć samej na tego rodzaju wycieczkę?
— Nie opowiadałam się nikomu. Nikt z rodziny nie wie, gdzie jestem. Gdyby Kromiłów wywędrował z kraju, zapewne powstałby alarm i protesty, ale ja!...
— Gorycz przez usta pani przemawia. Gdybym ja mógł, gdybym był w możności i... w prawie! — zawołał.
Okropny ból i niepokój wyrył się na jego twarzy. Oczy pociemniały z wrażenia.
— Panie Andrzeju, pan jeden wie, gdzie jestem i dokąd jadę. Oni tam zapewne dowiedzieli się już, że brałam paszport zagraniczny, ale więcej nie wiedzą nic. Proszę i ufam że pan spotkanie się ze mną zachowa w zupełnej tajemnicy. Wszak mogę na to liczyć?...
— Tak, pani najdroższa, ale z warunkiem, że ja będę zawsze wiedział, gdzie pani jest i co się z nią dzieje!
Podała mu ręce.
— Dobrze. Przyjaźń pańska będzie może często jedynem