ciepłem i ucieczką moją w chwilach ciężkich... A tymczasem niech pan chwilkę zaczeka.
Wyszła z salonu w minutę wróciła niosąc dwa duże albumy i pudełko ciężkie, owinięte w papier.
— Chciałam pana prosić, drogi kolego o wręczenie tych rzeczy pewnemu chłopczynie, w Kromiłowie, nazwiskiem Tomek Kostrzewa. To go zaciekawi. Proszę mu powiedzieć... mój Boże, czy napisać do niego, gdyby pan nie chciał osobiście, że wrócę i żeby się nie martwił, a tymczasem korzystał z tego co zostawiłam. I żeby się stale uczył w szkole miejscowej do czasu, aż... aż wrócę.
Łzy zaszkliły w jej oczach.
Dębosz nic nie rozumiał, ale zgiął się do rąk Kasi i długo oderwać ust od nich nie zdołał.
A ona jakby nagle uspokojona zawołała prawie wesoło.
— Mam świetną myśl! Pojedziemy razem przez laguny, jedną stację do Mestro, a stamtąd już różne powiodą nas drogi.
Stało się to tak nagle, że Kasia nie była pewna — sen to czy jawa.
Odsunięta wgłąb, zagubiona w tłumie zgromadzonym w porcie w Neapolu, patrzyła rozszerzonemi oczyma na męża swego, który w towarzystwie kobiety niezwykle pięknej i strojnej wsiadał oto tam, do łodzi motorowej mającej odwieść ich na wielki statek włoski „Regina Margerita“ odpływający do Egiptu.
Widziała ich wszakże wyraźnie, ukazali się jej oczom nagle, wytryśli z tłumu niby zjawisko nierealne, ujrzane w halucynacji a jednak tak bardzo rzeczywiste. Przed minutą wysiedli z auta, w tym momencie właśnie ujrzała ich. Lokaj hotelowy niósł ich walizy i pledy.
A oto wsiadają do łodzi... Kasia patrzy na to, ale jest nie-