Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

ciągiem by wracać do kraju. Lękałem się panią niepokoić wcześniej i... spóźniłem się trochę.
— Był pan na tarasie?
— Nie, na placyku na ławce. Ale widziałem panią cały czas.
— I... dym nad Wezuwjuszem pan widział?
Spojrzał na nią... Miała twarz bladą, oczy przymknięte.
— Widziałem.
— Oni go także widzieli długo... długo... ten różowy dym...
— Zapewne...
— I teraz jeszcze widzą... Ogromny snop ognisty...
Andrzej milczał.
W pociągu Dębosz ulokował Kasię w przedziale sypialnym dla pań, gdzie jechała jakaś dama francuska z dzieckiem.
Kasia rozciągnęła się z rozkoszą na improwizowanem łóżku i wyczerpana doszczętnie a jakoś dziwnie spokojna jakby utulona czyjąś pieszczotą, zasnęła kamiennym snem młodości i zmęczenia. W śnie widziała ciągłe ognisty słup wulkanu wytryskujący z ciemnych zbufowanych fal, które, kołysząc się to przyćmiewały zjawisko to je znowu odsłaniały w całej paradzie.
Kasia w śnie czuła kołysanie się statku, ale była na nim sama bez żadnych wizji.


VI.

Gdy późnym wieczorem samochód wtaczał się w bramę dworską w Kromiłowie, Kasia ujrzała oświetlone okna pokojów gościnnych. Zaskoczyło ją to. Kto mógł być o tej porze w domu? Na ganku stał lokaj, pokojowiec Jurasek i Tomek przyparty do filaru. Ujrzawszy panią mały artysta rzucił się do jej rąk.
— Jak się masz moje dziecko! — ucałowała chłopca w głowę.
Stary lokaj Dyonizy witał ją z radością.