wypłaty z Pochlebów. Wara wypędziłaś z domu swoją ekscentrycznością i mnie chcesz zrujnować, niegodna o niegodna! Jesteś bezwstydna i zła! On się tam gdzieś błąka biedaczek po świecie, bezdomny, a ja chyba pójdę do przytułku.
Kasia zwróciła się do brata:
— Wszak opłaciłeś Krysiu mieszkanie matki w Krakowie?
— Tak, jeszcze we wrześniu, za sześć miesięcy zapłacono i renta pani również.
— A więc?...
— Ależ żarty sobie jakieś ze mnie stroisz — krzyknęła stara dama. — Ja nie potrzebuję twoich pieniędzy, słyszysz! Ja mam swoją sumę na Pochlebach i ta winna mi być święcie wypłacona. Tego żądam i od tego nie odstąpię. Nie potrzebuję łaski panny Zahojskiej, aby żyć. Chcę sumę oddać na procenty i wyjechać zagranicę, gdzie ty sobie latasz! Nie chcę tu widzieć nieszczęścia mego syna!
Nowy potop słów spadł lawiną na głowę Kasi.
Hrabina Mohyńska w swoim pokoju usłyszała ciche pukanie do drzwi.
— Proszę! Czy to ty Kasiu?... Nareszcie!
— To ja proszę jaśnie pani!
Drobna figurka chłopca rzuciła się przed łóżkiem hrabiny na kolana.
— Proszę jaśnie pani tam na dole, ta pani taka strasznie zła krzyczy na naszą dziedziczkę. O la Boga! — nasza dziedziczka cheba zemrze, o la Boga, trza ratować naszą panią! Trza...
— Cóż to to? Ktoś ty? Co to jest?
— Ja Tomek Kostrzewiak. Jaśnie pani niech biegną na ratunek naszej pani. Tam na nią swarzą, la Boga!...
Hrabina patrzyła na dziecinną twarzyczkę wyrostka zalaną łzami, bezmiernie zdumiona.
— No idź, zaraz tam pójdę...
Tomek szlochając wybiegł z pokoju i znowu dopadł do
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.