głośno, że pani Beata niestety jest kobietą... W salonie został hrabia i dysząca złością rozwścieczona pani Zebrzydowska.
Mohyński z rękoma założonemi za plecy spacerował mrucząc coś pod nosem. Wreszcie stanął przed siostrą i patrzył na nią ironicznie ruszając szczękami.
— No, co, ulżyło ci? Hę!... Dawnoś się tak już nie wykrzyczała rzetelnie. I to na kogo? na Kasię, w jej własnym domu, jak słusznie zauważyła Oktawcia, Ma foi! Gdyby chociaż na Wara byłoby nieco sprawiedliwiej i odrobinę bardziej zasłużenie. Ale on — jak słyszałaś wieje sobie z kochanką pod piramidy! He, he! kochany chłopyś!! Ale ci się udał jedynaczek no, no!
— Ona kłamie! kłamie! kłamie!...
Mohyński nasrożył się.
— Kasia kłamie? Jak śmiesz nawet rzucać jej podobną obelgę? Wogółe twoje zarzuty i wymówki były w najwyższym stopniu ordynarne.
Skoczyła jak żmija.
Hrabia wiedział, czem ją najbardziej dotknie.
— Tak, rumieniłem się za ciebie przed Zahojskim, bo Kasia już zdążyła poznać twój repertuar językowy. O, pfe, pfe! Dowiedziałaś się nareszcie jak to ona „wypędziła męża z domu“. To było bardzo wulgarne jak również i ta „zakała“ rodziny. W piętkę gonisz Beti, stanowczo w piętkę gonisz! Waruś już się teraz dokończy. Kmietowicz wyleczył Pochleby z ciężkich suchot poto, by wpadły w galopujące. Teraz będzie kaput! Kasia niema obowiązku rzucać Kromiłowa za nim w otchłań jego awantur arabskich. Teraz będą egipskie! Zuch gagatek!
— Jeśli jest dobrą żoną, musi go ratować! — sarknęła pani Beata.
— Musi — wedle twego przekonania, ale skoro ją nazwałaś zakałą rodziny — to tam... tego... owego... nie wiem, czy
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.