Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Allez vous en! — krzyknęła pani Beata piskliwie.
— Tak, kukłą! Młoda kukła śmieszy, stara wzbudza obrzydzenie!... Tego... owego... tak!... obrzydzenie!
Wyszedł prędko i rzucił drzwiami aż jęknęły ściany.
— Jaka mamunia, taki synalek! godna para ani słowa! Za biletami pokazywać. Uf! Uf! do stu djabłów, już nie mogę!
Hrabia sapiąc i klnąc poszedł na górę i zapukał do pokoju żony.
Nie było odpowiedzi, więc wszedł. Pokój zastał pusty. Hrabia rozejrzał się, wypił szklankę wody i usiadł ciężko przed kominkiem na którym tlił się jeszcze ogień. Mohyński wciąż mrucząc do siebie dołożył parę polan i zapatrzony w płomień drzemał i klął na przemiany.
Prawie już nad ranem weszła hrabina. Była spłakana i poruszona niebywale.
— Guciu, a ty czemu markujesz, czemuż nie śpisz?
— Zirytowałem się na Beatę i tak ot, siedzę. Toż skandal moja droga, co ona Kasi nagadała w jej domu. Wstyd... hańba! Wstydziłem się za nią.
Hrabina wzruszyła ramionami.
— Cóż, to nie znasz siostruni?... Całe szczęście, że nie pozwoliliśmy jej przyjechać tu samej. Gadzina! Pęcherze z jadem i złością musiały jej znowu nabrzmieć, więc tak gryzie. Ale biedna, biedna Kasia.
— Byłaś u niej?
— Chyba, że nie u Beaty!
— Czy ona naprawdę chce rozwodu?
— Kto?! — wrzasnęła hrabina.
— No, przecie Kasia, o nią pytam.
— Ani jej to w głowie powstało! To złote serce. Opowiedziała mnie wszystko. Była w Neapolu i trafiła na moment ich odjazdu do Afryki. Wyobraź sobie!
— Wiem! Ale czemuż nie zawiadomiła nas albo Krystyna, że jedzie. Nie puścilibyśmy jej samej.