Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Parobek, tęgi, starszy chłop zadawał paszę ranną. Pachniało słodkie siano. Krowy meczały do jadła.
Burek skonfundowany, chciał się chyłkiem przesunąć do kuchni, ale Franka ujrzała go.
— A ty śpiochu kudłaty! To tak ty budzisz kiej już my na nogach? A teraz do żarcia ci spieszno? Poczekaj trocha!
Zbiegła na podwórze do chłopaka.
— Nie mogłeś to Felek raniej wstać a gnój wybrać z pod krów, tylo tera, kiedy trza doić? Już na niebie dzień a on się jeszcze gmyra. Bierz skopek.
— Nie pyskuj, Franka, bom zły. Za to patrzaj, obora kiej świetlica.
— Jużci żeś się ta spóźnił, a Franka zawdy pierwsza do wszystkiego — odrzekł parobek. No, zdążyta, co ta dla was sześć krów znaczy, mucha!
— Po prawdzie to Franka sama powinna wydoić, bo to babska robota. Kiej wszyćkie dziesięć dojne, to jensza sprawa. Ale niech tam sobie jeszcze postojom, mniej roboty. Z samemi cielokami potem bebraj się a bebraj.
— Jaki ci wygodny! — gderał parobek dalej. — Równo dój, bo mleko strzyka na boki. Niezgóła!
— Wy Kadeju wielce przemądrzały. Rządcą was trza zwać ile, że pan wam dufa. Straśnieśta urośli od czasu, kiej nowe porządki tu nastały. U pana gospodarza tylo wy i wy.
— Widać, żem nie próżniak i że łeb a ręce mam nie od przystroju ino — odrzekł Kadej flegmatycznie. A Franka zaśmiała się piskliwie.
— Godaj, Felek, godaj, a tymczasem ja już drugi szkopek zlewam do bańki, a ty furt przy tym samym siedzisz.
— I bede siedział dokąd ino zechcę, a tobie nic do tego.
— Pewnie, że nic, swoje trzy krowy wydoję i póńdę do świń. Z tobą Kadej poredzi.
— Abo ja z nim.