Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj no Felek, nie mędrkuj, bo ja jak dobry to dobry, ale kiej się ozeźlę, to ta zęby łacno porachować potrafię.
— A sprobujta ino.
— La Boga pani gospodyni już wstali — pisnęła Franka.
Do obory weszła Dęboszowa. Kobieta starsza, średniego wzrostu, raczej drobna, żywa i czerstwa. Głowę miała owiniętą w wełnianą chustkę, na sobie tułubek watowany. Twarz jej bladawa miała wyraz pogodny, oczy jasne, wesołe i dobre.
— Zwijata się dzieci? Bóg dopomagaj!
— Bóg zapłać! Zwijajom się tera, bo ździebko zaspali, jako, że na zmianę jakowąś idzie — tłomaczył Kadej uchyliwszy grzecznie czapki.
— Ano już dzień duży a roboty huk! Felek odwiezie mleko do mleczarni a Kadej niech obrządzi konie i po śniadaniu trza jechać na kolej po syna.
— Prawda, że to dziś już przyjadom! To i chwała Bogu! Cni się bez niego, bo człek zawdy pewniejszy kiej znające oko patrzy.
— Pewno, pewno, ale was, Kadeju nie bardzo trza pilnować. Pomyślenie niezłe macie w głowie.
— A mnie to pani gospodyni nic nie rzeknie? — przymiliła się Franka.
— Wiadomo, żeś śwarna dziewka! Ale idź no już do świń, maciory trza wypuścić a w koryta narychtować. Felek niech zaraz parnik rozpali...
— A mliko? — spytał chłopak.
— Powieziesz, ja parnika dojrzę. Przódzi jeszcze zjeta śniadanie, już się warzy.
— To ja letę — zakrzyknął Felek, ale zatrzymała go Franka.
— Pomóż mi bańki powytaczać, strasecnie ciężkie. Otwórz chlew i wypuść karmniki ja biegnę po żarcie.
— Jużci wszystko Felek a Felek!... a kiej kogo chwalą, to już aby nie jego. Nie póńdę. Otwieraj sama.