— Pani gospodyni, Felek sie sprzeciwio — wrzasnęła dziewczyna.
— Cichojta, cichojta bez krzyku. Każde niech swoje robi a nie swarzy się — wołała gospodyni otwierając kurnik.
— Ej, Franka, ty się jeszcze w moje ręce popadniesz — warknął chłopak.
— Owa, nie bojam się ciebie, kulfonie!
Gospodyni zamknęła się w kurniku, gdzie powstała wrzawa i zawzięte gdakanie. Coraz to otwierały się drzwiczki i jedna kura wypadała z nich strzepując skrzydłami, nieco zawstydzona ale i zadowolona z dzisiejszej swobody i biegła co tchu w stronę chlewów, gdzie już poważnie chrząkały maciory i kręciły się różowe ciała pasionych na sprzedaż bekonów. Gdy wszystkie kury zostały przez gospodynię solidnie zrewidowane, całe stado z kogutami na czele rozprysło się po podwórzu różnobarwnemi plamami, od rudo-czerwonych i czarnych do pstrych, siwych i białych. Ale wnet wołanie... cip, cip, cip, cipuchny! zgromadziło znowu całą tę rzeszę wokół gospodyni, rzucającej ziarno z fartucha na ubity tok podwórka. Z dachu spłynęły gołębie siwe, z oczkami jak czerwone paciorki i nuż dziobać wespół z drobiem. Wypadały z chlewka jak kluski duże, tłuste kaczki i kwacząc biegły koślawo na poranny żer najsmaczniejszy. Zagulgotały indory i trzęsąc czerwonemi nosami śpieszyły opasłe a chciwe, rozganiając kury i gołębie. Zaczęły się bójki, bo nasrożone koguty stanęły w obronie pokrzywdzonych kokoszek. Podniósł się wrzask, gdakanie, i gniewne, oburkliwe przedrzeźnianie się indyków. Wtem hałas nowy. Wypuszczono gęsi. Głośne jazgoty wzbiły się ponad cały zgiełk ptasi. Zawodzący gęg, syczenie gęsiorów i szum skrzydeł. Zabieliło się od tej nowej falangi skrzydlatej. Białopióry lud zdobywał swe prawa zaborczo, z tyranją i uporem. Gołębie zbyt delikatne na te podniebne wrzaski białej zgrai frunęły na dach domu i jęły cicho gruchać. A na podwórzu wrzało, kipiały namiętności, wyłado-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.