Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Na stole przykrytym obrusem uzupełniono naczynia a Franka postawiła na środku kwitnący kwiat w wazonie.
— Pan nasz lubi kwiaty, będzie rad!
Nagle w sieniach rozległ się przeraźliwy głos Felka:
— Pan gospodarz jadom! Już som kiele kuźni.
Dęboszowa wybiegła do sieni jak nieprzytomna, za nią Franka.
— Dyć niech pani gospodyni chustkę jedwabną włożą a pięknie wtył zwiążą. Jeszcze czas. Zawszeć to będzie ważniej witać.
Dziewczyna wciągnęła kobietę do jej izby. Dęboszowa po chwili strojna w ciemno-zieloną jedwabną chustkę ładnie na karku związaną wybiegła na ganek poprawiając białą fryzkę dokoła szyi. Bryczka zaturkotała na zakręcie z drogi ogólnej na drogę zagrodową i zatrzymała się przy bramce w sztachetach.
— Dzień dobry! dzień dobry! — zawołał Andrzej, ujrzawszy matkę na ganku. Zerwał czapkę z głowy, zeskoczył żywo z bryczki i w paru skokach przebył uliczkę żwirowaną. Na schodach przypadł do rąk matki i całował je gorąco. Chwycił ją w objęcia. Ona otoczyła rękoma jego głowę całowała czoło, oczy i twarz syna ze łzami radości.
— Jakże matuś kochana? zdrowa słyszę i widzę ładnie mi wygląda i wesoło. Chwała Bogu, to i dobrze.
— Syneczku ty mój, tyli czas ciebie nie było... syneczku! — gładziła go szorstką dłonią po twarzy, i patrzyła w oczy tego dużego syna jakby był małem dzieckiem...
— Tyle czasu, tyle czasu, cóż to tak jeździłeś zapamiętale, gdzieś to bywał? Opowiesz?...
— Opowiem, matuś opowiem. Teraz znowu będę dłużej siedział i tu pracował. Dużo mam robót na planie.
— To i dziękować Bogu!
Sama niemal ściągała z niego palto a on śmiał się i raz wraz całował ją po rękach. Ale pomimo jego czułości i po-