nych przedmiotów, pamiątek z Szwajcarji. Uciesze nie było końca.
Na podwieczorek przyszedł proboszcz miejscowy na powitanie. Andrzej wybiegł aż na drogę i prowadził księdza do domu, a Dęboszowa gościnnie witała na schodach. Zaczęła się nowa serja pytań i opowiadań. Potem przyszło paru gospodarzy ze wsi ciekawych wieści ze świata. Gawęda przeciągnęła się długo. Po kolacji rozeszli się wszyscy, księdza Andrzej odprowadził na plebanję.
Późno już było.
Wielki księżyc w lisiej czapie płynął powoli po niebie, oświecał drogę wiejską obsadzoną wiśniami po obu stronach.
Dębosz wracał do domu zamyślony, wpatrzony w księżyc. W pewnej chwili zerwało się w jego piersi westchnienie.
— Mój kwiatuszku najmilszy. Jak ty tam żyjesz taka sama.
Wezbrało mu serce niezmierną głębią uczucia. Ujrzał Kasię w swej wyobraźni bledziutką, spłoszoną jak wtedy, w ogródku wielkiej cukierni w Neapolu, gdy wyratował ją od niemiłej przygody.
— Dzieciątko moje, żebym ja ciebie mógł bronić, ratować i życie za ciebie oddać. Żebym ja mógł...
Chwycił go taki spazm za gardło, że aż jęknął z żalu i bólu, który nim targnął. Ale wnet opamiętał się. Fala krwi napłynęła mu do mózgu. Zdjął czapkę, ochłodził czoło i nacisnął znowu na głowę. Spojrzał w księżyc wzrokiem przyćmionym od wzruszenia i przyśpieszył kroku.
— Mężatka przecie! Trzeba odrzucić podobne marzenia! Zaniechać wspomnień zbyć trudno, ale utrzymywać serce w przyjaźni siostrzanej, koleżeńskiej.
Wzdrygnął się.
— Nie, nie mogę... Koleżanką mi jest najukochańszą, najmilszą na świecie, ale nie siostrą... — próżno siebie oszukiwać.
Więc nakazywał sobie walczyć z tą słabością duszy, by
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.