Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedłużyłem sobie urlop niespodziewanie o kilka dni.
— To pan ze świata szerokiego! Bardzom ciekawy wrażeń i wyników doświadczeń stosowanych na naszym gruncie.
— Pan plenipotent zapewne po pieniądze. Obrachunek gotowy — odezwał się kierownik mleczarni.
— No, to nigdy nie zawadzi, zwłaszcza w czasach dzisiejszych. Naprawdę to chciałem się dowiedzieć o pana, panie Andrzeju. Mam dość pilną sprawę.
— Mogę służyć zaraz, ale chyba w domu.
— Z największą chęcią. Auto czeka. Więc gdzież ta gotówka? Duży tam procent tłuszczu w tym miesiącu?
Strzelecki odszedł z kierownikiem do kantoru, Andrzej zaś zwrócił się do paru wiejskich gospodarzy.
— W sobotę wieczorem przyjdźcie panowie do naszego domu, powiem wszystkie projektowane przezemnie ulepszenia, co do chowu bydła i w sprawie budownictwa. A co do mleka, to proszę się nie zrażać małym dochodem. Jest mało, będzie więcej.
— Ale jak i co, kiej grosz trudny.
— No, no, pogadamy. Będziemy wspólnie radzili.
Gospodarze otoczyli Andrzeja kołem. Ale podczas gdy jedni słuchali chętnie jego słów, inni okazywali nieufność. Wtem wszedł Strzelecki.
— Jestem gotów, możemy jechać.
Za chwilę samochód ruszył w stronę zagrody Dęboszów.
Trzech gospodarzy patrzyło za autem ciekawie.
— Ot, kiedy komu szczęście, to szczęście. Takiemu wszystko idzie! Z panami za pan brat, po zagranicach jeździ. Dom se wystawił kiej dwór jaki. Aże i dziwno patrzyć, żeć to ten sam Jędrek, co na naszych oczach rósł.
— A pan Nowos, co se myśli, że inszy? Wiadomo ten! syn Wojciecha, ale takie już miał widno przeznaczenie od Boga dane.
— Iii tam... przeznaczenie! Pan Cisak nie rozumie tego,