że człek się o własnych siłach może podnieść kie ino chce? A cóże to my nie widzieli? Do szkółki to to chodziło, ale zachciało się jemu gwałtem szkoły w mieście, ralnej czy jak tam. Poszedł, uczył się a potem już wyżej i wyżej i ot je tera pan!
— Pewnie, pewnie — potakiwał Nowos i Cisak a Sucheń prawił dalej.
— A co ta jeszcze z niego będzie tyż nie wieda! Jenżynier je znający, a o roli tyż się uczył niemało. Kto ta tera pozna, że on nasz chłop.
— On się tego i nie zapira, a matkę swoją to tak honoruje, że choćby była i hrabinia, to lepiej by kiele niej nie tańcował.
— Niema co, dobry je syn.
— A pewnie! On ci matki na żebry nie wyśle, kiej Jasieniuk swojom.
— Bójta sie Boga, ady u Jasieniuków w gębę nie było co włożyć.
— Bo wałkoń je, choć i sam Pieter Jasieniuk. Kiej nie siedzi w kryminale, to sie wyleguje i tylo.
— Jak brzucho krzyczy jeść to i ukraść musi — odrzekł Nowos flegmatycznie.
— Ot, taki Dębosz on ci nigdy brzuchem do góry nie leżał choć i na dwóch włókach. Zawsze się uwijał, zawdy cości medytował.
— No i widzima co wart — potwierdził Cisak.
— Co ta gadać pan i pan! — zawyrokował Sucheń.
— A jakbyśta wiedzieli co niektoj ino pan.
— A ja wam pędom co chłop, ino mądry je i sposobny. I kużdy z nas taki by beł, kieby chcioł.
— Jaby tyż chcioł a nie jestem.
— Ba, tera kiejście starzy. Trza było przódzi mędrkować!
— Ot i pojechali, ani śladu.
— Wiadomo, maszyna.
Strzelecki oglądał gospodarstwo Dębosza. W stodole Ka-
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.