dej z Felkiem i dwoma najemnikami młócili żyto na maszynie konnej. Felek poganiał konie.
— Oto jeszcze jedno moje marzenie: kupno wspólnej lokomobili — rzekł Andrzej. — Ale trudno zebrać tyle grosza od moich współbraci. Opłaciłoby się sowicie i jakaż kultura! Ale to rzecz późniejsza, trzeba tymczasem pracować nad uzyskaniem większej wydajności zboża.
— Sztuczne nawozy to ważna rzecz ale i to droga meljoracja. Zagórzany zaliczają się do bogatych wsi lecz i tu będzie trudno — dodał Strzełecki.
— Zaczniemy od wzmożonej hodowli bydła — rzekł Andrzej. — Łąk mamy dużo i ten dział zachęca.
— Tu już, dzięki panu, mleczarnia przekonała ich, że gotowy grosz jest i pewny. Pali wam się w głowie panie Andrzeju, i mam przekonanie, że dokonacie tu dużo. Wpływ wasz odczuwa się wyraźnie już nie tylko w Zagórzanach.
Dębosz uśmiechnął się.
— Pragnąłbym tego. Komu mają ufać, jeśli nie swojemu... Znali ojca mego i mnie od dziecka.
— A jakże z planami budownictwa?
— Na wiosnę rozpoczynamy stawiać Dom Ludowy. Pieniądze już są ze składek, materjał się zwozi.
— Widziałem! Miejsce wyborne, blisko kościoła.
— Ksiądz dopomaga nam dzielnie, bardzo pożyteczny. Pokażę panu plan domu, mam już gotowy.
— Pszczół pan ma widzę dużo — zauważył Strzelecki, gdy się zbliżali do pasieki.
— Dwadzieścia uli, matka ciągle powiększa. Jest z tego stały dochód, czasem niezły. Mamy centryfugę i zbyt łatwy.
— Żona moja zaprowadza pasiekę w Sławohorze. Tam także wyborne warunki dla pszczół.
— Dębosz spojrzał pytająco na Strzeleckiego.
— Czy to majątek pana plenipotenta, ten w Beskidach?
— Ten i jedyny no, i nie cały. To były ogromne dobra.
Strona:Helena Mniszek - Magnesy serc.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.