Wkrótce potem, przed odjazdem Ryszarda z Olchowa, odbyto zaręczyny młodej pary. Duży był zjazd rodziny i znajomych, ale narzeczeni zamienili z sobą pierścionki sam na sam. Rękę Dorci ozdobił cenny rubin. Z powagą i skupieniem przyjęła go od Ryszarda jako symbol przyszłego życia i zobowiązań. Dora traktowała to bardzo poważnie, pomimo swej dziewczęcości. Denhoff, nerwowiec, moment ten również nerwowo odczuwał, był usposobieniem narzeczonego, który nie bardzo wie, na jakim znajduje się świecie. Gdy oboje z pierścionkami na palcach wyszli do zebranych, rozpromienieni przyjmując życzenia i błogosławieństwa, pani Zborska, spełniwszy obowiązek matki, rzekła do jednej z bliskich kobiet.
— Dziwna rzecz, jak mię to wszystko nie nastraja poważnie. Patrzę na nich, jak na rozbawione dzieci. Staram się zastosować do chwili, ale mam wrażenie, że tu wszędzie rozbrzmiewa głos szydzącego chochlika.
Minę pani Zborska miała zabawnie kłopotliwą.