— To ulubiona opera i artystka Wrońskiego, trzeba mu zrobić przyjemność.
Zatelegrafował do Wodzewa. Wieczorem byli z Wrońskim w Wielkim teatrze, w loży i rzucali kwiaty na scenę.
Na drugi dzień Ryszard zapragnął jeździć w tatersalu na swej Jenie. Znowu telegram do Wodzewa. Stangret przyjechał z Jeną i Denhoff z Wrońskim zapalili się do zabaw konnych, w licznych gronach pań i strojnych mężczyzn. Urządzano konne kontredanse, różne figury, turnieje. Ryszard postanowił, aby Dora towarzyszyła mu w tych zabawach, chciał do niej napisać prosząc o przyjazd.
Lecz sprytny Wroński odradził.
— Panna Dora konno nie jeździ, zresztą tu by niechciała i lepiej nawet nie proponować.
Denhoff uznał słuszność tych uwag; listu do Dorci nie wysłał. Po pewnym czasie chciałby żeby i Wroński przestał mu asystować; trochę już denerwował „Panicza“ ten kosztowny rządca. Ale Wrońskiemu było rozkosznie na zabawach w tatersalu przy bilardzie, w lożach teatralnych, na kolacjach w Brystolu, gdzie podawano wykwintne potrawy, szampan, a często gęsto i inne trafiały się gratki, nie mniej szampańskie.
Równie dobrze jak panom w Warszawie, działo się i służbie wodzewskiej. We dworze i na folwarku zapanowały wesolutkie bezkrólewia. Każdy robił co chciał i jak mu było dogodniej. Każdy myślał o tem, żeby wykorzystać chwilę najmożliwiej. Nic zaś nie stawało na przeszkodzie tym altruistyczno-życzliwym względem swego pana zamiarom. Denhoff w Warszawie uchodził za bogacza, Wodzewo zaś topniało powoli, lecz widocznie, jak sopel lodowy w zbyt ciepłej temperaturze.