Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Zamilkli ze zgrozy. Aż w tem Irena zawołała głosem nabrzmiałym rozczarowaniem.
— To Maryś! Kłania się nam pejczem.
— Ach! Rozwiała pani taki urok!
— Cóż zrobić! I ja żałuję, ale jednak to naprawdę Maryś.
— Skądże znowu on tu?
— Skądkolwiek, ale niech będzie błogosławiony, wolę, że to skandynawskie straszydło nie istnieje, — wołała Ziula ucieszona.
Młody Turski podjechał w szalonym pędzie i osadził konia na miejscu. Nastąpiły powitania i opowiadania, za kogo został poczytanym w słonecznym pożarze.
Maryś rzekł.
— Ha! Może to dla mnie zła wróżba. Zapewne wyjadę z Turowa nie dobrowolnie.
— Dokąd?
— Skąd ten projekt?
— To wcale nie projekt, to tylko rozporządzenie władzy. Odmówiłem zapłacenia 500 rubli kary za swą ułańską banderję, więc nolens volens mam „bumagę“ z powiatu.
— Oj-joj! To i mnie to samo czeka? — zakrzyknął Ryszard.
— Marysiu, czy to już napewno! Boże mój, co ojciec na to powie?!
— Moja droga, to trudno! Ja za taką rzecz płacić nie będę, bo to wstyd.
— A ojciec?
— Ojca pewno nie zaczepią, bo ma różne stosunki i ma mir wśród owych sfer. Ja jestem uznany za niespokojnego ducha.
— A Korzycki, a Perzyński, Tulicka, czy także wolni od kary?
— Tulicka przecie — senatorska córka, za jakieś tam zasługi ojca, który ma pomnik na... wiadomym placu, jest bardzo uważana. Perzyński urządził świetne śniadanie dla wpływowej figury i także wolny, a Korzycki....
Łuna oblała twarz Turskiego.
— ...Korzycki... zapłacił karę, — rzekł przyciszonym głosem.
— To było oczekiwane. Ale czemuż pana nie zaczepiają? — spytała Ira Denhoffa.
— Może ja także grzecznie się sprawiam? Czy ja wiem czemu?
— To pana nie minie.
— Gwałtu! Jadę jutro do Olchowa. Niech mnie szukają.
— Tu i Dulcynea nie pomoże. Wroński zapłaci, jeśli pana nie będzie.
— Wroński? A no to zobaczymy!