Panny chciały wracać. Sprowadzono linijkę, Ira, Ziula i Maryś odjechali, Denhoff został.
Irena powoziła. Siedząca zą nią Ziula smutnie wzdychała, wreszcie rzekła do Marjana żałosnym głosem.
— To i pan Stanisław będzie siedział napewno, bo i on nie zapłacił.
Maryś nie odpowiedział nic, jakby niesłysząc. Jechał zamyślony, z głęboką troską na twarzy, z takim skurczem w rysach, że zaniepokoił Irenę. Bardzo rzadko widywała u niego ten bolesny cień; zmieniony miał cały wyraz oblicza. Ira, znająca brata doskonale, odgadła, że mu dolega poważne ciepienie, różne od grożącej kary. Podniosła na niego oczy, i spytała serdecznie, jak siostra.
— Co ci jest Maryśku? Takiś smutny.
Młodzieniec ściął wargi i gwałtownie trącił konia; odjechał skutkiem tego spory kawał naprzód. Ale, wreszcie stanął i gdy linijka zrównała się z nim, rzekł do siostry matowym głosem.
— Maryla zaręczona z baronem Poszyngierem.
— Nie może być?! Skąd wiesz?
— Pisał do mnie Skórski.
— Jakiż niedelikatny!
— Nie, owszem, on pisał w innej formie, ostrzgającej i jakby zachęcając do... walki. Bo ona nie z własnej inicjatywy.
— Zmuszono ją?...
— No, nie zmuszono, jest wszakże dorosłą, ale skłoniono. Poszyngier to miljoner, wmówili w nią: papo, mama, Gutek, to wystarczy. Skórscy są za mną, przynajmniej on. Wzywa mię, abym przyjechał do Warszawy.
— Pojedziesz?...
— Nie.
Zaległo milczenie.
— Dlaczego, Marysiu? — odezwała się Ziula. Więc ją poświęcisz?...
— Ja... ją? Mój Boże miły! Ale poco pojadę, na urągowisko? Przecie ja z sobą przywiozę tylko moją miłość, nawet zgody ani przychylności rodziny swej nie mogę jej złożyć w darze. A z Poszyngierem rywalizować jako partja, nie dla mnie.
— Ona cię kocha, ona może również pragnie byś przyjechał.
— Nie, nie! Maryla gdy pragnie, to działa. Ona nie jest pionkiem. Ja ją znam. To już stracone!
Uderzył konia szpicrutą nerwowym ruchem ręki i popędził z kopyta naprzód.
— Biedny Maryś, ubolewała Ziula.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/142
Ta strona została przepisana.