Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Ja wiem co! Miłe złego początki, lecz koniec żałosny. Już to przepowiadałem w Olchowie. Cóż mówi Kocio — Antynous?... Nie przeczuwa, co mu grozi?
— Mówi, że pan Stanisław to tylko fikcja, treścią zaś dla Ziuli jest — on. W dodatku Tulicka psuje Kocia stale i pewno utwierdza w tych jego mniemaniach.
— A panna Ziula co na to?...
Ira wskazała znowu na parę przy fortepianie.
— Niech to będzie dla pana odpowiedzią.
Denhoff spojrzał i zdziwił się. Czy to ta sama wesoła, szczebiotliwa Ziula, zajęta namiętnie fotografją i kodakiem. Teraz oblicze dziewczyny było zamyślone, pełne rozmarzenia w każdym zda się nerwie. Oczy nasiąkły rzewną tęsknotą, jakimś osobliwem śpiewem duszy. Coś melodyjnego, coś z zachwytów nieziemskich tchnęło w całej postaci Ziuli, zasłuchanej w słodki rytm grającej w sercu miłości. Rymsza wyglądał, jakby był w jasnowidzeniu.
Denhoff wzruszył ramionami.
— Skandal! Co też ta miłość z ludźmi wyprawia! Widziała pani coś podobnego? — mówił do Ireny. — Toż oni są niby w anielskich piórach. Toż ci ludzie znają się zaledwo od paru miesięcy.
— Pan i Dora wyglądaliście tak samo, albo może i... silniej, po paru tygodniach znajomości; to było jeszcze dziwniejsze.
— Wie pani, co ja myślę, że oto przez Worczyn przeleciał w tym roku Amor kusiciel, może sam Eros i on to wytwarza te pary — en masse, tu jest jego atmosfera. Że też na panią to wpływu niema.
— A no tak! Ja ze swojem malarstwem jestem najnormalniejszą.
— Och; wcale nie! I pani jest trochę zwarjowana na tym punkcie, przepraszam za wyrażenie.
— Jednak ja was wszystkich przetrwam! — rzekła Ira z mocą — Mój obłęd nie minie, jak te wasze idylle. Zobaczycie!
— Ha! Zaczynam w to wierzyć. Eros zbankrutuje, sztuka zaś pozostanie.